Превод "wikingowie" на српски . викинзи, Викинзи су најбољи преводи "wikingowie" у српски. Пример преведене реченице: Jesteśmy Wikingami, nie boimy się niczego, nawet piekło nie rzuci nas na kolana. ↔ Али ми смо Викинзи, и не бојимо се ничега што пакао може бацити
Archeologiczne El Dorado ostatnich lat to Janów Pomorski, Wolin, Kałdus, Pień i Dziekanowice k. Lednicy. W miejscach tych ziemia kryła zabytki, które wyjawiają nigdzie nie zapisane sekrety życia i aktywności Skandynawów na ziemiach obecnej Polski. Kontaktów było więcej, niż uczy historia. Rozpoczynają się na przełomie VIII i IX w. Wikingowie walczą wówczas za pomocą... pieniądza. - Powstają ważne ośrodki handlowe jak dawne Truso, obecnie Janów Pomorski koło Elbląga - mówi prof. Leszek Słupecki, znawca dziejów Słowian i Skandynawów. - Znaczenie tego emporium wykraczało, podejrzewam, daleko poza środowisko lokalne. Bursztynowe i srebrne depozyty, biżuteria, paciorki, pionki do gry, odważniki i fragmenty łodzi świadczą o potędze handlu i rzemiosła, które kwitło tu przed wiekami. W Bardach, w okolicach Kołobrzegu zamieszkała grupa kobiet i mężczyzn. Chowali zmarłych w nieodległym Świelubiu. Wśród ozdób złożonych przez nich w kurhanach zwracał uwagę srebrny galon i supeł - części zdobień ekskluzywnego stroju; fibule z brązu podobne do luksusowych zapinek, które na Gotlandii i w środkowej Szwecji nosiły kobiety z wyższych sfer. Przybysze mogli pochodzić nawet ze środowisk królewskich, uważają naukowcy. Dlaczego szwedzkie elity osiedliły się niedaleko Kołobrzegu? - wiele pytań pozostaje otwartych. Waleczni zbóje, żądni krwi barbarzyńcy i piraci - to najczęstsze skojarzenia dotyczące wikingów. Militarne wyczyny przesłaniają czasem inne aspekty ich bogatej kultury. Archeologia potwierdza, że byli nie tylko bohaterami wypraw wojennych, ale i ....artystami, rzemieślnikami, inicjatorami handlu, żeglarzami i odkrywcami nowych lądów. Zaskakiwali swą mobilnością. Długie łodzie jednego roku przecierały szlak do Bizancjum, w kolejnym widziane były u wybrzeży Grenlandii. Wspólnie wojowali i żyli Braterstwo krwi Normanów i Słowian przypada na wiek X i XI. Wówczas przybysze z Północy zapuścili się w głąb lądu. Rozwijające się państwo Polan potrzebowało silnej armii. Wikingowie służyli w wojsku pierwszych Piastów. Obecność ta nie musiała wynikać wyłącznie z relacji: ja cię najmuję, ty płacisz, ale rozgrywała się na płaszczyźnie czysto towarzyskiej. - Wybitni wojownicy ze Skandynawii służyli na dworach władców, szkoląc zapewne polskie oddziały - mówi dr Michał Kara z Instytutu Archeologii i Etnologii Polskiej Akademii Nauk w Poznaniu. - Zamieszkiwali w centrach politycznych Polski oraz w strategicznych grodach na granicy. Żeniąc się ze Słowiankami, wtapiali się w miejscowe społeczeństwo. Nie musieli stanowić licznych grup, gdyż najważniejsze było ich bojowe doświadczenie. Powierzane im były odpowiedzialne zadania wojskowe. Skandynawską broń odkryli archeolodzy w Luboniu i Łubowie w Wielkopolsce. Militaria wikingów kryła też ziemia w Lutomiersku pod Łodzią. Miecze, topory, groty strzał i włócznie, które wyszły z warsztatów mistrzów Północy, przechowywane są w Muzeum Archeologicznym w Poznaniu. Na Ostrowie Lednickim prezentowana jest największa wystawa uzbrojenia wikingów w Europie z X-XI w. Kolekcja została wyłowiona z dna jeziora, w miejscu przeprawy. Badacze przypuszczają, że na mostach doszło do krwawej walki. Skandynawscy i polscy wojownicy bronili wyspy przed armią czeskiego księcia Brzetysława w 1038 r. Nie tylko pola bitew, ale i groby kryją cenne informacje. Wielkie nadzieje rozbudziło odkrycie dwóch pochówków w Dziekanowicach koło Ostrowa Lednickiego. - Utrzymane były w obrządku północnoeuropejskim, co wyróżniało je na tle kilku tysięcy miejscowych grobów z tego miejsca - mówi Jacek Wrzesiński, archeolog z Muzeum Pierwszych Piastów na Lednicy - Taki rytuał pogrzebowy charakteryzował Skandynawię przełomu X i XI w. W ten sposób mogli zostać pogrzebani wikingowie! Zgodnie z tradycjami skandynawskimi chowani byli też zmarli w miejscowości Sowinki na obrzeżach Poznania oraz w Łubowie niedaleko Lednicy, w Pniu oraz Kałdusie na Ziemi Chełmińskiej. Komory grobowe przybyszów z Północy zawierały luksusowe wyposażenie, w tym drewniany talerz wykończony pozłacanymi okuciami z brązu. W Ciepłem koło Gniewu badacze natrafili na mogiły kobiet i mężczyzn z najwyższych warstw społecznych. Złożeni zostali w trumnach z metalowymi obiciami, a na ostatnią drogę wyposażeni w prawdziwe skarby: kolię ze złotymi i srebrnymi zawieszkami, paciorki z karneolu i kryształu górskiego, z zapięciami ze srebrnych płytek. W jednym z grobów leżał mężczyzna z atrybutami wojownika - mieczem i włócznią oraz jeźdźca: ostrogą, strzemieniem i wędzidłem. Obok ciała położono małą wagę z odważnikami. Czy był uzbrojonym kupcem skandynawskim , czy też kupcem - wojownikiem? - głowią się naukowcy. Jedno nie ulega wątpliwości: "Przedstawiciele elit wojowniczych z Północy weszli tu w układy ze słowiańskimi elitami chcącymi wykorzystać ich doświadczenia, które na pewno nie były ograniczone tylko do spraw militarnych" - stwierdza Władycław Duczko w dziele "Salsa Cholbergiensis" . Miłość na najwyższym szczeblu Kontakty nawiązywane były także na szczycie społecznej drabiny. Piastowscy i skandynawscy władcy zawiązywali pomiędzy sobą związki dynastyczne. Księżniczka Świętosława, córka polskiego księcia Mieszka I, a siostra Bolesława Chrobrego poślubiła, w 983 r., Eryka Zwycięskiego, szwedzkiego króla. Z tego związku narodził się Olof Skötkonung, który w wieku zaledwie 12 lat zasiadł na tronie. Piastówna, po śmierci pierwszego męża, dzieliła łoże z jeszcze jednym znakomitym Normanem - Swenem Widłobrodym, władcą Danii. Na świat wydała pięcioro potomków, w tym Kanuta Wielkiego, króla Anglii i Danii, który zasłynął jako twórca imperium Morza Północnego. Żona dwóch królów i matka dwóch królów została wypędzona z królestwa około 1002 r. Dopiero po śmierci męża w r. 1014 mogła liczyć na pomoc syna. Kanut - zdobywca Anglii sprowadził ją do siebie. Inny królewski związek stał się kanwą sagi - gatunku średniowiecznej skandynawskiej literatury. Czytamy w niej, że pogrobowiec - syn Trygvy, Olaf poślubił Geirę, córę samego króla Búrizleifa, bohatera utożsamianego przez niektórych badaczy z Bolesławem Chrobrym. Romans sprzed 1000 lat relacjonuje wielka saga zwana "Krąg świata", traktująca o historii królów Norwegii. Utwór opiewa życie i czyny wodza Olafa Trygvasona. Jarl był wychowywany na Rusi. Szybko sprzykrzył mu się osiadły tryb życia i już w wieku 12 lat miał podjąć pełen niebezpieczeństw żywot wikinga. Ostry wiatr pognał żeglarza do brzegów Wendlandii - nazywanej tak przez Skandynawów krainy Słowian, w 982 r. Gdy dowiedziała się o tym księżniczka Geira, zapragnęła ujrzeć przybysza. Norweski królewicz przyjął zaproszenie. Miłość od pierwszego wejrzenia połączyła obojga. Namiętny związek przerwała jednak śmierć księżniczki. Wdowiec wyruszył na wiking, topiąc ból we krwi wrogów. W 995 r. został królem Norwegii. Chociaż Olaf jest postacią historyczną, to badacze nie mają wątpliwości, że jego związek ze słowiańską królową jest tylko piękną baśnią. Dramatyczne losy królowej Geiry nie tworzą jedynej opowieści o wspólnocie wikingów i Słowian. Teksty sag, podobnie jak rola przybyszów z Północy w naszej historii są niemal nieznane. Ich pobyt w państwie Polan był przed II wojną i za czasów PRL-u tematem politycznie niewygodnym. Obecność ludów germańskich na ziemiach polskich wykorzystywano do poparcia nacjonalistycznych tez. - Dziś otwarcie mówimy o partnerstwie Normanów i Słowian. Spojrzeliśmy odważniej na sprawę. - tłumaczy Jacek Wrzesiński. - Dawniej odkryciom towarzyszył strach przed dominującą pozycją Skandynawów. Obecne przewartościowanie jest konsekwencją postępu badań. Legendarny Jómsborg i kompas słoneczny Czasy się zmieniły i wikingowie są znów na topie. Fascynacja ich kulturą schodzi pod strzechy. Festiwale wczesnośredniowiecznych odtwórców historii przeżywają oblężenie. Wikińskie imprezy słyną zarówno z krwistych pokazów walk, jak i rzemiosła. Na jedną z najsłynniejszą imprez w Europie - do Wolina przybywa co roku około 1,5 tysiąca uczestników. Wyspiarska stolica bywa utożsamiana z legendarnym Jómsborgiem - warownym obozem, w którym przed 1000 lat żyło elitarne bractwo Normanów. Byli zdyscyplinowaną męską wspólnotą, rządzącą się własnym kodeksem honorowym. Koszary drużynników opisuje "Jómsvikingasaga" napisana na przełomie XII/XIII w. na dalekiej Islandii. Niektórzy badacze podkreślają, że to wyłącznie źródło literackie, inni doszukują się w baśniowej wizji ziaren historycznej prawdy. Jómsvikingowie osadzeni tu z woli Bolesława Chrobrego mogliby pomagać polskiemu władcy kontrolować Wolin - największy ówczesny port nad Bałtykiem. Jednym z założycieli Jómsborga miał być, przybyły z Walii, jarl Pálna-Tóki, który wraz ze swymi ludźmi zbudował potężnie umocniony gród. Do miasta należał port, do którego mogło wpłynąć trzysta sześćdziesiąt okrętów. Wejścia broniły żelazne wrota. Dzielnością wśród jómsborczyków zasłynął Olaf Trygvason - kochanek księżniczki Geiry i władca Norwegii. Po wielu latach od śmierci żony, przybył powtórnie do Jómsborga - mówi epos - szukając pomocy wśród dawnych towarzyszy przeciwko sojuszowi królów Danii i Szwecji. Wracając z posiłkami w roku 1000 napotkał połączone floty wrogich władców. Wywiązała się Bitwa Trzech Króli. U boku norweskiego władcy walczył niezrównany łucznik Einar. Rzecz niecodzienna - pękła mu cięciwa łuku. Wtedy miał powiedzieć: "Tak to, o królu rozpadło się twoje królestwo!" Olaf zginął. Z kart historii zniknęli też jómsvikingowie, którzy zdradzili w decydującym momencie bitwy. Tradycja utożsamiania Wolina z Jómsborgiem przetrwała. Od wieków toczy się spór, gdzie leżał legendarny Jóm i czy można go identyfikować z Wolinem. - Dziś posiadamy nowe argumenty przemawiające za tym, aby legendarną siedzibę wikingów wiązać z Wolinem. Opieramy się na wynikach badań z najnowszych wykopalisk - stwierdza dr Błażej Stanisławski przez wiele lat prowadzący wykopaliska w Wolinie. - Odkryliśmy tu broń, pionki do gry w "Królewski Stół" - ulubioną rozrywkę wikińskich wojowników; biżuterię, naczynia z kamienia importowane z Norwegii, fragmenty wraków łodzi, tabliczkę z napisem runicznym, amulety - atrybuty skandynawskich bogów Thora i Vidara oraz inne zabytki z symbolem boga Odyna. Wszystkie znaleziska pochodzą ze schyłku X i początku XI w., co prawie idealnie odpowiada czasowi wydarzeń opisanych w sadze. Ozdobą kolekcji są przedmioty zdobione w stylu Borre sztuki skandynawskiej, który był charakterystyczny dla wikingów żyjących w koloniach poza ojczyzną. Niezwykłe zabytki ornamentowane w stylu Ringerike i Mammen były przeznaczone dla elit skandynawskiej społeczności. Wydobyte z ziemi ozdobne rękojeści noży, łyżki, figurki łbów smoków skłaniają ku hipotezie, że w Wolinie działali w u schyłku X w rzemieślnicy ze Skandynawii, którzy stworzyli tu własną szkołę artystyczną. Wyroby ich rzemiosła są podobne do dzieł tworzonych na wikińskiej wyspie Mann. Badacze przypuszczają więc, że uzdolnieni artyści przybyli znad Morza Irlandzkiego, tak samo jak jómswikingowie. Żaden z wolińskich skarbów nie może się jednak równać ... drewnianemu dyskowi odkrytemu przed 6 laty. - Jest to najprawdopodobniej kompas słoneczny, dzięki któremu wikingowie mogli żeglować przez ocean - tłumaczy Stanisławski. - To jedyny na świecie zachowany w całości okaz. Drugi - zniszczony został odkryty w 1948 r. na Grenlandii. Leif`Erricson, który odkrył Amerykę na 400 lat przed Kolumbem mógł kierować się wskazaniami takiego właśnie przyrządu nawigacyjnego. Dla badaczy Wolin pozostaje jednak słowiańskim miastem, w którym przez pewien okres zamieszkiwała silna grupa Skandynawów. Bogactwo zabytków jest pozostawionym przez nich śladem. W wykopach i pracowniach archeologów rodzi się świat równie fascynujący jak w poezji skaldów. Normanowie, którzy łupili Europę, stawali w pełnym rynsztunku, by bronić państwa Polan. W czasach pokoju żyli za pan brat z naszymi przodkami, produkując piękne przedmioty, niedościgniony wzór dla współczesnych jubilerów. Naszym wyborem jest, czy przyjmiemy pełnowymiarowy obraz wojów Północy czy też ulegniemy stereotypowi wikinga "z rogami" na hełmie… Autorzy zdjęć: J. Orłowska-Stanisławska B. Stanisławski Według eksperta O obecności i znaczeniu wikingów w państwie pierwszych Piastów opowiada prof. dr hab. Leszek Słupecki z Instytutu Historii Uniwersytetu Rzeszowskiego, wybitny badacz dziejów wczesnośredniowiecznych Słowian i Skandynawów. - Kiedy wikingowie pojawili się na ziemiach polskich?- Można mówić o dwóch falach pojawienia się wikingów na południowym wybrzeżu Bałtyku. Podczas pierwszej z nich przypadającej na VIII i poł. IX w. powstają emporia wikińskie, czyli osady handlowe. Jednym z największych jest duńskie Hedeby u nasady Półwyspu Jutlandzkiego. Ważnym strategicznym punktem jest dawne Truso, czyli dzisiejszy Janów Pomorski koło Elbląga. W tym ośrodku na ziemi Prusów kwitł handel. Do tego emporium dotarł słynny podróżnik i kupiec anglosaski Wulfstan, podążając wikińskim szlakiem. Podejrzewam, że ów targ odgrywał rolę nie tylko w wymianie lokalnej, ale i dalekosiężnej – prowadził do Rzeszy Wielkomorawskiej. - W jaki sposób wikingowie podróżowali najchętniej, zakładając osady, handlując i walcząc?- Przede wszystkim wodą. Wykorzystywali stare szlaki rzeczne płynąc na przykład w górę Wisły do Krakowa i Wielkich Moraw. Pokonywali też morza i oceany. - Kiedy do Polski pierwszych Piastów przybyła „druga fala” wikingów? - Skandynawowie zaczęli ponownie napływać od początku X w. Można to dobrze prześledzić na przykładzie Wolina. Było to potężne miasto słowiańskie w dorzeczu Odry, w którym osiedliła się silna grupa Skandynawów. Liczne ślady ich obecności pojawiają się podczas wykopalisk archeologicznych. - Podczas, gdy cała Europa drżała przed krwiożerczymi barbarzyńcami, Normanowie poddawali się rozkazom władców piastowskich...- Rozkwit państwo Polan datujemy na lata 40. X w. Było to państwo bardzo ekspansywne, potrzebujące walecznej i lojalnej drużyny. Skandynawowie byli chętnie widziani na polskim dworze. Służyli w armii Mieszka I i Chrobrego, z odsieczą przyszli też Kazimierzowi Odnowicielowi. - Dawniej popularny był pogląd, że to wikingowie założyli państwo polskie i że drużynę Mieszka zdominowali Drużyna Mieszka była drużyną Polan, nie Skandynawów. Wikingowie stanowili jednak jej część. - Jaki status mieli przybysze z Północy w piastowskim państwie ? - Od najpospolitszych wojowników po czempionów! Angażowani byli wyborowi wojownicy, tacy „rębajłowie”. Nieliczne ślady wskazują też na znamienitych gości, którzy przybywali tu ze swoją drużyną. Cieszyli się statusem najwyższych dostojników i dowódców. Możny ród Awdańców pochodził ze Skandynawii. Etymologia ich nazwiska wywodzi się od skandynawskiego słowa „audr”, czyli „skarb”. Mężowie tej familii zachowali tradycję nadawania imion skandynawskich. Innym przykładem jest komes Magnus – imiennik norweskiego króla – grododzierżca wrocławski. - Jest Pan znanym badaczem sag. Czy te awanturnicze eposy – baśnie można traktować na poważnie? - Traktuję je jako legendę, która mogła być odzwierciedleniem jakiejś rzeczywistości.
  1. Ч εրሎкли
  2. Еρацуሣի псοгፂкո
  3. ኧиςа рсэрэбиγ
  4. ዶажусве еሚխцኾлιλօዱ
Staro nordyckie nazwy, pseudonimy, określenia, czynności. Nie jest to słownik dla purystów językowych (na przykład brak często znaków diakrytycznych), ale przedstawiam wyrazy w takiej formie, w jakiej można je spotkać w literaturze. Na mapie z kolei, zaznaczono miejsca w średniowieczu, w których można było usłyszeć tę mowę. Mapa ekspansji wikingów: kolor bordowy - VIII wiek
Opublikowano: | Kategorie: HistoriaLiczba wyświetleń: 565Jak dowiadujemy się z najnowszych odkryć archeologicznych przeprowadzanych przez polski zespół archeologów na Dalekiej Północy pod kierunkiem prof. Przemysława Urbańczyka, słowiańscy żeglarze, niewykluczone, że nawet z terenów położonych nad Wisłą, uczestniczyli w wyprawach Wikingów na północny Atlantyk a co więcej brali udział w zasiedlaniu dalekiej to, odkryte w ostatnich latach w Skandynawii ślady typowo słowiańskich chat z IX – X wieku, zupełnie odmiennych od ówczesnej zabudowy miejscowej. Takie chaty znajdują się w Danii, Szwecji, Norwegii oraz właśnie na Islandii. Polscy archeologowie zajmują się badaniami na Islandii od 1999 r., poszukując najstarszych śladów osadnictwa na wyspie. Profesor Urbańczyk prowadził także wiele badań na Lofotach, gdzie odkrył zaginione miasto Wikingów – Vagan, oraz za kręgiem polarnym, na przylądku Norkap. Jak podkreślał, od samego początku badań na wyspie lodu, pojawił się wątek słowiański, bowiem znanym jest faktem, że Słowianie wraz z Wikingami docierali do północnej Norwegii, i na Islandię, i tam też się osiedlali. Nie byli to ani jeńcy ani niewolnicy, bowiem w tradycji Wikingów budowa domów była atrybutem ludzi nie tworzyli jeszcze jednorodnego narodu, byli raczej kastą czy grupą zawodowych kupców, żeglarzy i piratów. Nie wiemy też dokładnie jacy Słowianie zatem przystępowali do tej nordyckiej społeczności, choć mówi się o Połabianach. Wikingowie cenili ludzi potrafiących walczyć i budować okręty, ludzi znających się na żeglowaniu. Zatem Słowianie słynący z tych cech, a także znani z piractwa na Bałtyku i Morzu Północnym nie byli przez Wikingów na Islandii doprowadziło jednak do znacznej dewastacji wyspy ( wycięto lasy), choć sprowadzono na nią bydło, niezbędne do przeżycia w tamtych Jakub Jasiński Źródło: Serwis NPN Poznaj plan rządu!OD ADMINISTRATORA PORTALUHej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym. Dlaczego mężni Wikingowie przeraźliwie bali się tego miejsca?! Powód jest prosty: przerażające dźwięki! Ale skąd się one wzięły? Kategoria: Średniowiecze Data publikacji: Pożoga przyszła z północy. W wojnie, która miała przesądzić o losach państwa Piastów wziął udział nawet przyszły król Norwegii. „Nie było lekkie dla Lechitów prawo wojny” – odnotowano w skandynawskich pieśniach. I nie dałoby się ująć rzeczy trafniej. Było lato 1030 roku i czarne, burzowe chmury zbierały się nad głową polskiego króla Mieszka. Kolejni wywiadowcy przynosili coraz to bardziej niepokojące wieści. Władca Niemiec Konrad wezwał pod broń niemal nieprzebrane hufce rycerstwa. Jednocześnie do walki gotował się też ruski książę Jarosław Mądry. Wizja pierwszego rozbioru Polski – uknutego przez zazdrosnych braci Mieszka, Bezpryma i Ottona – już wkrótce miała zostać przekuta w rzeczywistość. Pierwsze błędy Mieszka Zagrożenia wypatrywano na dwóch rubieżach kraju, oddalonych od siebie o niemal osiemset kilometrów. Mieszko nie miał wystarczających sił, by skutecznie bronić obydwu granic. Nie mógł też liczyć na to, że po rozprawieniu się z jednym z przeciwników zdoła przerzucić siły na przeciwległy front. Nawet konno i w pośpiechu żołnierze potrzebowaliby przynajmniej dwóch tygodni, by przebyć dystans dzielący odcinki walk. Trzeba było podjąć trudne decyzje. Wikingowie nacierali na Polskę tak, jak Rollo na Francję. Kadr z serialu „Wikingowie”. Mieszko był w rozterce. Brakowało mu dobrych doradców, a biegłą politycznie żonę dopiero co odprawił, wyżej od niej stawiając nałożnicę. Wreszcie zdecydował, że większe zagrożenie stanowi Konrad. Obstawił wojskami zachodnią granicę, za Bugiem zostawiając tylko symboliczne siły. Żołnierze byli głodni walki. Mijały jednak tygodnie, a oni wciąż trwali bezczynnie na posterunku. Wreszcie nadeszła wiadomość, że przegrali. I to bez oddania choćby jednego strzału z łuku. Mieszko II postawił los państwa na jedną kartę. Niestety, niewłaściwą… (źródło: domena publiczna). Konrad w ostatniej chwili zmienił plany. Dokładnie w czasie, gdy koncentrował swoje armie, doszło do nagłej eskalacji konfliktu na granicy niemiecko-węgierskiej. Madziarski król Stefan już od kilku lat wysuwał absurdalne roszczenia wobec całej Bawarii. Twierdził, że niemieckie księstwo mu się należy, bo przecież poślubił siostrę zmarłego cesarza Henryka. Wreszcie od słów przeszedł do czynów. Granica zapłonęła. I Konrad najwidoczniej doszedł do wniosku, że Węgrzy bardziej od Polaków zasługują na jego uwagę. Zebrane już armie zamiast do Wielkopolski poprowadził do Kotliny Panońskiej. Mieszko nawet jednak nie zdążył odetchnąć z ulgą. Kiedy jego wojownicy trzymali wartę na zachodzie, czekając na wroga, który rozpłynął się niczym nocna mara, Jarosław uderzył na polski Bełz. Niemal bez walki zajął gród i cały podległy mu region. Polski król niewątpliwie podjął desperacką próbę ratowania sytuacji. Gdy jednak wraz z drużyną przedarł się przez cały kraj, na kontrakcję było już zwyczajnie za późno. Rusowie dawno zdążyli obsadzić polskie fortece i teraz otwarcie szydzili z piastowskich wojowników. Zobacz również:Bzdurne mity o wikingach. Czy Ty również wciąż w nie wierzysz?Czy wojownicy Bolesława Chrobrego brali udział w inwazji na Anglię?Sztuka wojny Chrobrego. Gdzie krył się sekret morderczej skuteczności największego polskiego zdobywcy? Przeciw Polsce Chrobry i wikingowie Nastroje w armii Mieszka były minorowe. Wojownicy Jarosława rwali się tymczasem do kolejnej bitki. Zajścia z 1030 roku można było uznać za porażkę skleconego przez Bezpryma paktu. Nie doszło przecież do planowanego, dwustronnego uderzania na Polskę. Ale można też było przymknąć oko na narosłe trudności i przyjąć, że to była po prostu próba generalna. I to próba przyjęta przez widownię prawdziwą burzą oklasków… Minął kolejny rok i polski król byłby gotów przysiąc, że trapi go najgorszy z możliwych przypadków déjà vu. Sytuacja powtórzyła się co do joty. Konrad znów stanął zaraz za polską granicą. Rusowie na nowo koncentrowali armie… Jeśli coś uległo zmianie, to skala problemów. Jarosław tak bardzo zapalił się do wojny, że aż zawarł sojusz ze swym największym wrogiem – bratem Mścisławem, z którym toczył jeszcze do niedawna trudne walki o władzę nad Rusią. Teraz Mścisław – noszący, nomen omen, przydomek Chrobry – zgodził się dołączyć do inwazji na Polskę. W ruskich szeregach były też setki wikińskich żołdaków. Największych awanturników i najgroźniejszych wojów tej epoki. Jak widać na powyższym malunku, Włodzimierz Wielki miał wielu synów. Szczególną rolę w wydarzeniach 1031 roku odegrało aż dwóch z nich – nie tylko Jarosław Mądry, ale i Mścisław Chrobry. Fragment fresku z kremlowskiej Komnaty Graniastej z przełomu lat 1881/82 (źródło: domena publiczna). Kraj wzięty w trzy ognie Mieszko czuł, że pali się pod nim tron. A niechętne pomruki wątpiących w jego talenty wojowników w żadnym razie nie poprawiały sytuacji. Miotał się jeszcze, szukając wyjścia z matni. Obstawienie silnym wojskiem tylko jednej granicy nie pomogło. Tym razem podzielił więc siły. I to nie na dwie, ale chyba wręcz trzy części. Spektakularny sukces Jarosława ośmielił też innych wrogów Polski. Groźne pohukiwania docierały przede wszystkim z Pragi. I Mieszko nie mógł mieć pewności, czy czasem rządzący tam Ołdrzych Przemyślida nie postanowi dołączyć do walki, kiedy Niemcy i Rusowie już wezmą państwo Piastów w kleszcze. Walki mogły rozgorzeć w niemal dowolnym miejscu na ciągnącej się przez setki kilometrów granicy. Mieszko obstawił każdy z potencjalnych punktów zapalnych. W tym celu był zmuszony ogołocić z garnizonów całe centrum państwa. To też zresztą niewiele pomogło. Jego oddziały w żadnym miejscu nie przedstawiały się naprawdę groźnie. I nigdzie nie dawały nadziei na skuteczne przyjęcie walnego uderzenia. Mieszko w odwrocie 16 września 1031 roku Konrad na czele armii opuścił Belgern nad Łabą. Pociągnął w stronę Budziszyna i jak się zdaje… zajął go właściwie bez walki. Siły Mieszka unikały konfrontacji. W rocznikach i kronikach nie wspomina się o żadnej wielkiej bitwie. Najwidoczniej doszło więc tylko do symbolicznych potyczek. Polacy cofali się aż do granic Śląska, wystawiając na pastwę Niemców wszystkie te ziemie, o które przez dwie dekady bił się Bolesław Chrobry. Całe Milsko i Łużyce. I to wcale nie był żaden chytry wybieg. Mieszko nie planował zwodzić wroga, licząc, że ten zmęczy się długim marszem, a choroby i dezercje przetrzebią jego siły. Zwyczajnie nie miał na to czasu. Minęły jakieś dwa tygodnie i polski król poprosił o pokój. Liczył, że zdoła rozbroić kryzys, zanim ten wejdzie w decydującą fazę. A więc: zanim wkroczą Rusowie. Władca Kijowa sparzył się już raz na sojuszu z Niemcami i przy tej okazji wyraźnie zwlekał z rozpoczęciem ataku. Zupełnie jak Stalin. Też we wrześniu, tyle że 1939 roku. Mieszko był gotów na właściwie dowolne ustępstwa. Przystał na zwrot każdej ze zdobyczy ojca, narażając się na gniew starej gwardii. Zgodził się też oddać wszystkie łupy zwiezione parę lat wcześniej z Saksonii, mimo że ten warunek groził rebelią młodszych członków drużyny. Ludzi, którzy właśnie za sprawą przeklętej ekspedycji na niemieckie pogranicze zbili fortuny. Jarosław Mądry wyraźnie zwlekał z rozpoczęciem działań wojennych, czekając na niemiecki ruch. Zupełnie, jak 900 lat później zrobił to Józef Stalin. Na zdjęciu rekonstrukcja twarzy wielkiego księcia, wykonana w 1939 (!) roku przez antropologa Michaiła Gierasimowa (fot. Shakko, lic. CC BY-SA Wystarczyło kilka dni negocjacji, by reputacja króla została zupełnie zszargana. Mieszko wiedział, jak ciężkie czekają go teraz boje z wewnętrzną opozycją. Był jednak skłonny stawić jej czoła, jeśli miałoby to oznaczać, że uratuje tron. Jego nadzieje nie doczekały się spełnienia. Ledwie cesarz zawrócił do swojego państwa, a ruszyła inwazja ze wschodu. Ostatni wielki wiking Siły Jarosława weszły w Polskę jak w masło. Książę Kijowa miał po swojej stronie tysiące żołnierzy. W jego szeregach walczył nawet przyszły król Norwegii. Awanturnik imieniem Harald, który w kolejnych latach wsławi się jako dowódca wareskich armii Konstantynopola. Autorzy sag będą opiewać jego zbrojne sukcesy w walkach nad Morzem Czarnym, na Sycylii, w Azji Mniejszej. Jeśli wierzyć legendom, Harald zapuści się nawet do Ziemi Świętej. Wreszcie z olbrzymimi skarbami powróci do Skandynawii i zasiądzie na tronie jako jeden z najbardziej surowych i bezwzględnych władców tej epoki. Potomni będą go nazywać „Piorunem Północy”. Historycy natomiast – ostatnim z wielkich wikińskich królów. Czy też nawet: ostatnim wielkim wikingiem. Harald Hardrada nawet na witrażu katedry w Kirkwall wygląda srogo. Nic dziwnego, że zasłużył na miano ostatniego wielkiego wikinga (fot. Colin Smith, lic. CC BY-SA Nim jednak Harald Hardrada osiągnął to wszystko, jako młodzieniaszek bił się z Polakami. Do boju stanął wspólnie z innym zawadiaką z Północy, Eilifem. Po latach anonimowy bard wspominał: „Dwaj wodzowie, gdzie Eilif, tam Harald, razem stroili na kształt kła bojowy szyk. Wschodni Wendowie wzięci zostali w kleszcze”. A na koniec krótkiego wiersza dodał jeszcze jakże znamienne podsumowanie: „nie było lekkie dla Lechitów prawo wojny”. Oddziały żądnych krwi i łupów wikingów z łatwością przełamały opór przygranicznych garnizonów. Dalej natomiast już zwyczajnie nie miał się kto bronić. Grody były puste, bramy ogołocone ze strażników. To już nie była wojna, ale triumfalny pochód. Do Bezpryma i Ottona dołączali ich dawni dworzanie, słudzy i żołnierze. Nie brakowało też dezerterów, do reszty wątpiących w zdatność Mieszka do rządzenia. Ofensywa ruszyła w połowie października. Nie minął nawet miesiąc, a Bezprym był już pod Poznaniem. Mieszko usiłował związać siły wroga, ale zastępy krzepkich wikingów spychały niedobitki jego wojska coraz dalej na południe. Nie był w stanie wycofać się na Węgry – Rusowie zagrodzili mu drogę. Z przymusu przekroczył granicę z Czechami. I liczył na to, że stary Ołdrzych, od niedawna wyraźnie skłócony z cesarzem Konradem, okaże mu choć odrobinę wyrozumiałości. Wybrana bibliografia: J. Banaszkiewicz, „Lestek” (Lesir) i „Lechici” (Lesar) w średniowiecznej tradycji skandynawskiej, „Kwartalnik Historyczny”, t. 108 (2001). J. Bieniak, Polska elita polityczna XII wieku, „Społeczeństwo Polski Średniowiecznej”, t. 10 (2004). D. Borawska, Kryzys monarchii wczesnopiastowskiej w latach trzydziestych XI wieku, Warszawa 2013. P. Grierson, Harold Hardrada and Byzantine Coin Types in Denmark, „Byzantinische Forschungen”, t. 1 (1966). T. Grudziński, Uwagi o genezie rewolucji w Polsce za Kazimierza Odnowiciela, „Zapiski Towarzystwa Naukowego w Toruniu”, t. 18 (1953). G. Labuda, Mieszko II król Polski (1025–1034). Czasy przełomu w dziejach państwa polskiego, Poznań 2008. G. Labuda, Utrata Moraw przez państwo polskie w XI wieku, [w:] Studia z dziejów polskich i czechosłowackich, t. I, red. E. Maleczyńska, K. Maleczyński, Wrocław 1960. M. Matla-Kozłowska, Pierwsi Przemyślidzi i ich państwo (od X do połowy XI wieku), Poznań 2008. A. Pospieszyńska, Mieszko II a Niemcy, „Roczniki Historyczne”, t. 14 (1938). Richards, Viking Age England, London 2004. J. Sochacki, Stosunki publicznoprawne między państwem polskim a Cesarstwem Rzymskim w latach 963–1102, Słupsk–Gdańsk 2003. B. Śliwiński, Bezprym. Pierworodny syn pierwszego króla Polski (986–zima/wiosna 1032), Kraków 2014. Zobacz również Mimo zła jakie kryje się pod tymi uroczymi istotami, cieszyli się oni szacunkiem Słowian. Obchodzono nawet tzw. Rusałczy tydzień, w trakcie którego pozwalano na kompanie się w rzekach i jeziorach. Nie wolno było wtedy podejmować się pracy, tylko odpoczywać. Pracocholicy byli karani przez złośliwe rusałki, za brak szacunku dla
Skansen to wyjątkowe miejsce na mapie Wolina. Znajduje się na wyspie Ostrów, na cieśninie Dziwnej, przy samym Wolinie. Zrekonstruowano tu całą wczesnośredniowieczną osadę, która obejmuje kilkadziesiąt replik chat, bramy z wałami, nabrzeże portowe. Całość obrazuje warunki funkcjonowania ludzi w osadzie w X wieku. Na obszarze skansenu znajduje się także stocznia szkutnictwa historycznego, gdzie budowane są repliki słowiańskich oraz wikińskich łodzi klepkowych i dłubanek. Na terenie skansenu każdego roku odbywa się Festiwal Słowian i Wikingów. Osada składa się z takich oto zrekonstruowanych elementów: 1. Dom konstrukcji zrębowej 2. Dom konstrukcji plecionkowej 3. Dom konstrukcji palisadowej 4. Dom konstrukcji międzysłupowej czterospadowy 5. Dom konstrukcji międzysłupowej dwuspadowy 6. Dom konstrukcji międzysłupowej dwuspadowy 7. Dom konstrukcji sumikowo-łątkowej 8. Wiata rzemieślników 9. Budynki świątyni, 10. Palisada drewniana ze skarpą i drewnianym podestem 11. Wieżyczka drewniana z bramą, 12. Drewniane nabrzeże długości 142 m, 13. Wieżyczka drewniana nad przyczółkiem mostu, 14. Drogi z drewnianych bali szerokości 4m, łącznej długości 535m, 15. Droga pożarowa z elementów ażurowych wypełnionych trawą szerokości 4m i długości 125m, 16. Plac manewrowy wozów strażackich 20x20 m wykonanych jak droga 15, 17. Punkt czerpania wody dla celów gaśniczych (studzienka z rurami ssawnymi, zaworem odcinającym i dwoma krućcami do podłączenia węży), 18. Szczelne szambo Godziny otwarcia: kwiecień-czerwiec lipiec-sierpień wrzesień-październik
Fotoreportaż - XVIII Festiwal Słowian i Wikingów - Wolin - 2012. - Jeżeli zdjęcie nie mieści się na ekranie, wtedy pojawia się po sekundzie znaczek ze strzałkami w prawym, dolnym rogu zdjęcia.
Pomysł wybudowania małego Biskupina na Żoliborzu jeszcze rok temu wydawał się tylko szaloną wizją władz dzielnicy i grupy historycznej Jomsborg. Wczoraj burmistrz podpisał jednak wykaz o dzierżawę nadwiślańskich terenów pod gród wikingów i Słowian. Osada ma stanąć do końca roku. Będzie początkiem Żoliborskiego Parku Edukacyjno-Rekreacyjnego usytuowanego przy Wybrzeżu Gdańskim naprzeciwko Kępy Potockiej. Gród, który stanie nad Wisłą, zostanie częściowo przeniesiony z Ryni nad Zegrzem. Prowadzą go tam pasjonaci z grupy historycznej Jomsborg odtwarzającej życie i obyczaje dawnych wikingów. - Gród, który stanie nad Wisłą, będzie cztery razy większy od tego, który jest w Ryni - mówi Stanisław Wdowczyk, założyciel grupy i przywódca Jomsborczyków. Władze dzielnicy przyklasnęły pomysłowi. - Teren nadwiślański nie jest zagospodarowany, a to miejsce świetnie skomunikowane z różnymi częściami miasta - mówi burmistrz dzielnicy Janusz Warakomski. Pas Nadwiślański to 12 hektarów nieużytków. Jego północna część jest przeznaczona pod zabudowę usługową: najpewniej staną tu hotele. Południowa ma stać się osiedlem mieszkaniowym. Pomiędzy nimi leżą 4 ha terenów zielonych To tu powstanie Żoliborski Park Edukacyjno-Rekreacyjny. Dlaczego na Żoliborzu mają mieszkać wikingowie? - Plany miejscowe zakładają w tym rejonie niską zabudowę i dużo terenów zielonych. Myślę, że taka osada wpisuje się w nie i może przyciągnąć warszawiaków nad rzekę - tłumaczy wiceburmistrz Żoliborza Witold Sielewicz i dodaje, że wikingowie mocno wpisują się w naszą historię: być może byli wojownikami pierwszych książąt mazowieckich . W osadzie wikingów, która stanie tu jako pierwsza, będą dwie wieże, długi dom, kram ogrodowy, chaty historyczne i stanowiska rzemieślnicze. Wszystko z drewna i materiałów dostępnych w epoce. Całość ma być ogrodzona palisadą z sosnowych bali. W przyszłości ma powstać też słowiańskie podgrodzie. Znajdujące się na tym terenie oczko wodne grupa historyczna Jomsborg chciałaby połączyć z Wisłą. Pływałyby tędy łodzie Słowian i wikingów, w których produkcji specjalizują się fascynaci z Ryni. - To będzie świetne miejsce do prowadzenia lekcji historii dotyczących X-XI wieku - przyklaskuje pomysłowi Sielewicz. Opiekę merytoryczną nad projektem ma sprawować współpracujące już z grodem w Ryni Muzeum Archeologii w Warszawie. Dzielnica chce realizować projekt w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego: Jomsborg pokryje koszty przedsięwzięcia, będzie mogło organizować tu szkolenia i imprezy komercyjne, a dzielnica udostępni teren i doprowadzi media. Prywatne firmy mogłyby też sponsorować powstawanie kolejnych chat dzielnicy liczą, że będą tędy spacerować nie tylko warszawiacy, ale i turyści rowerowi. Właśnie tym brzegiem Wisły ma przebiegać jeden z międzynarodowych szlaków rowerowych Eurovelo. - Chcemy stworzyć w grodzie punkt informacji dla tych turystów - zapowiada burmistrz Warakomski. W planach jest organizowanie tu wielkich bitew i pojedynków historycznych, które ściągałyby fascynatów kultury Słowian i wikingów z całego świata. Trwają też rozmowy z lokalną parafią, która miałaby odtworzyć prawdziwy drewniany kościółek z obrządkiem wczesnochrześcijańskim. Ῥῶς), co prawdopodobnie wywodzi się od rōþs-, związanego z wiosłowaniem, lub Roslagen, środkowo-wschodnim rejonem Szwecji, skąd pochodziła większość wikingów odwiedzających ziemie Słowian.
Dlaczego wikingom udało się zbudować imperium, które zasięgiem niewiele ustępowało Cesarstwu Rzymskiemu? Nie chcę, ale muszę. Tak mógłby? o sobie powiedzieć każdy wiking. Do podbojów i rabunków, z jakich słynęli, zmuszał ich bowiem tradycyjny system dziedziczenia władzy. – Schedę po ojcu przejmował najstarszy syn, a młodsi musieli sobie na własną rękę znaleźć ziemię, z której mogliby czerpać zyski. A że w Skandynawii ziemi uprawnej było niewiele, ruszyli w świat – mówi prof. Władysław Duczko z Akademii Humanistycznej im. Aleksandra Gieysztora w Pułtusku. W efekcie w IX wieku podbili już niemal cały cywilizowany świat, od Wysp Brytyjskich przez Normandię po wybrzeże Bałtyku. Zaatakowali wybrzeża Hiszpanii i dotarli do Italii. Dopłynęli nawet do Ameryki. Oczywiście, pojawili się też w Polsce, ale z pierwszymi Piastami raczej współpracowali, niż walczyli, a nawet bronili naszych ziem przed najazdami. Fenomen wikingów nieprzerwanie fascynuje historyków, którzy próbują dociec, co zdecydowało o ich sukcesie. Archeolodzy zaś wciąż dokonują odkryć, które pozwalają lepiej poznać ich zwyczaje i umiejętności. O roli Skandynawów w procesie kształtowania się polskiego państwa i o śladach, jakie pozostawili, dyskutowali naukowcy podczas międzynarodowej konferencji „Wikingowie w Polsce”. Wyłania się z niej nieco inny obraz legendarnego ludu Północy. Byli nie tylko brutalnymi najeźdźcami i wojownikami, lecz także niezrównanymi organizatorami handlu. Najpierw okradli mnichów Wikingowie wyruszyli w świat z terenów dzisiejszej Norwegii, Danii i Szwecji pod koniec VIII wieku. Początkowo nic nie zapowiadało ich pazerności czy okrucieństwa, z jakiej wkrótce mieli zasłynąć w Europie. Jako pierwsze podbili niezamieszkane wyspy Orkady i Szetlandy. Szybko jednak wyprawili się dalej, do Szkocji, gdzie w miejscowości Lindis- farne 6 czerwca 793 roku złupili klasztor. Przez historyków właśnie to wydarzenie uznawane jest za początek epoki dominacji wikingów, która trwała około 300 lat, do XI wieku. – Łatwość, z jaką udało im się okraść nieprzygotowanych do najazdu mnichów, zachęciła ich do dalszej grabieży – twierdzi prof. Duczko. Zdobywali więc kolejne klasztory na Wyspach Brytyjskich. Dotarli do Irlandii, a potem przez Wyspy Owcze dopłynęli do pokrytej lodowcami Islandii, gdzie żyła niewielka grupa irlandzkich mnichów. Wystraszeni zakonnicy szybko wyspę opuścili, a wikingowie założyli tam stałe osady. Żyli z wypasu owiec i rybołówstwa, bo wody wokół wyspy, a także rzeki i jeziora pełne były ryb. Wikingowie nie mieli równych sobie na morzach i oceanach. We wczesnym średniowieczu byli jedynymi, którzy potrafili pływać po otwartych akwenach. Inni poruszali się jedynie wzdłuż brzegów i odpływali tylko na taką odległość, by nie stracić z oczu lądu. Wikingowie docierali zaś do miejsc, o których nawet Rzymianom kilka wieków wcześniej się nie śniło. – Byli wybitnymi żeglarzami, bo wypływali na połowy ryb w bardzo trudnym oceanie, jakim jest północny Atlantyk, szczególnie wzdłuż wybrzeża norweskiego. Musieli tam nauczyć się walczyć z silnym prądem zatokowym Golfsztromem i silnymi wiatrami w cieśninach między wyspami – mówi prof. Przemysław ?Urbańczyk z Instytutu Archeologii i Etnologii PAN w Warszawie. Lekcje odrobili na piątkę. Skonstruowali łodzie napędzane wiosłami i żaglem. Dzięki temu mogli płynąć także pod wiatr. Gdy zaś stawał się wyjątkowo porywisty, składali maszt trzymający żagiel lub unieruchamiali go blokadą własnego pomysłu. Dzięki temu nie ulegał on zniszczeniu. Skonstruowali też opuszczany ster, który ułatwiał manewrowanie statkiem. Sposób, w jaki średniowieczni Skandynawowie nawigowali, by docierać do coraz bardziej odległych lądów, do dziś pozostaje zagadką. Być może posługiwali się słonecznymi kompasami, czyli drewnianymi tarczami z nacięciami wskazującymi kierunki świata. Dwa takie urządzenia archeolodzy znaleźli bowiem na Grenlandii i wyspie Wolin. A może wspomagali się kryształami, takimi jak islandzki szpat, czyli przezroczysty kalcyt, które odbijając polaryzujące światło, pokazywały pozycję słońca nawet w pochmurne dni. Taką hipotezę przedstawił w 1967 roku duński archeolog Thorkild Ramskou po wnikliwej analizie wikińskich sag. Jedna z nich opowiada o tym, że Skandynawowie mieli słoneczne kamienie, które wskazywały im drogę na morzu. Przypuszczenia te potwierdzili w 2010 roku węgierscy i szwedzcy fizycy, którzy badając właściwości islandzkiego szpatu, ustalili, że za jego pomocą można dość precyzyjnie, z dokładnością do jednego stopnia, określić położenie Słońca. Kolejnego dowodu dostarczył prof. Guy Ropars, fizyk z Université de Rennes, który wykorzystując islandzki szpat, zbudował instrument nawigacyjny. Jest to drewniane pudełko z kryształem w środku i otworem, który kierowano w stronę Słońca. Wiązka światła, przechodząc przez kryształ, ulegała polaryzacji i sprawiała, że kamień jaśniał lub ciemniał w zależności od położenia względem Słońca. Właśnie takie urządzenie byliby w stanie skonstruować wikingowie. Niestety, na nic podobnego archeolodzy jeszcze nie natrafili. ?Wątpliwości więc pozostają. Wielki popyt na jednorożca Wiadomo za to, że wikingowie budowali zarówno długie, zwinne okręty wojenne, których ilustracje można znaleźć w niemal każdej książce o ich podbojach, jak i bardziej pękate statki handlowe, które mogły pomieścić nawet 40 ton towarów. Na nich z Grenlandii przywozili do Europy długie na trzy metry skręcone kły narwali, które na Starym Kontynencie uchodziły za rogi legendarnych jednorożców. Osiągały wysokie ceny, bo traktowano je jako panaceum na wszelkie choroby – były dwa razy droższe od pereł i trzy razy od rubinów. Dzięki nim wikingowie szybko zbijali majątki. Skandynawowie bogacili się też na sprzedaży niewolników. Chwytali Ugrofinów, Turków, przedstawicieli ludów irańskich i greckich, a także Słowian, których wysyłali przede wszystkim na rynki arabskie, do Bagdadu. By usprawnić handel, wikingowie stworzyli – w Hedeby w Danii, Birce w Szwecji i Meklemburgii – ośrodki zwane emporiami. Tam kupcy przywozili towary, a rzemieślnicy z importowanych metali, drewna czy kamieni szlachetnych robili ozdoby, biżuterię oraz przedmioty codziennego użytku, którymi również handlowano. Pomysł zorganizowania takich centrów poddali im Fryzyjczycy, którzy zaczęli je zakładać już w VII wieku. – Skandynawowie szybko zrozumieli, że na dobrych towarach, począwszy od świetnej jakości tkanin produkowanych przez Fryzów i Anglików po przedmioty z metali, można się wzbogacić – mówi prof. Duczko. Sami więc wzięli się do handlu. I to z wielkim rozmachem. Nie tylko kontrolowali główne szlaki handlowe ówczesnej Europy (łączące północną Europę z basenem Morza Bałtyckiego i Wschodem), lecz także wprowadzili monopol. Doskonale znali gęste lasy porastające tereny dzisiejszej Finlandii i Rosji i tak zdominowali miejscową ludność, że tylko oni polowali w nich na liczne zwierzęta futerkowe, w tym na niezwykle cenione sobole. – Futra kupowali wszyscy. Szczególnie dużo płacili za nie Arabowie z dynastii Abbasydów rządzący kalifatem bagdadzkim od połowy VIII wieku. Futra nie były im potrzebne, by się ogrzać, ale świadczyły o zamożności – mówi prof. Duczko. W lasach Europy Wschodniej wikingowie znajdowali też wosk chętnie kupowany przez zakonników. Braciszkowie potrzebowali go do wyrobu form, z których wytapiano kościelne dzwony. Wikingowie spod Elbląga Skandynawom tak dobrze powodziło się w Europie Wschodniej, że w IX wieku założyli stałe osady i organizowali państwa. Najsłynniejszym była Ruś Kijowska pod wodzą Ruryka, protoplasty dynastii Rurykowiczów. Z Kijowa wikingowie organizowali wyprawy na podbój Konstantynopola, ale bez też na tereny dzisiejszej Polski, gdzie założyli przynajmniej dwie osady. Jedną było emporium handlowe w Truso, czyli obecnym Janowie, niedaleko Elbląga. Powstało ono w VIII wieku i należało do sieci wikińskich nadbałtyckich centrów handlowych. Drugą była osada w miejscowości Bardy-Świelubie na południe od Kołobrzegu założona pod koniec IX wieku. Jej mieszkańcy najpewniej handlowali solą, którą produkowali poprzez odparowanie wody z morskiej solanki. Prof. Duczko uważa, że mieszkała tam kilkusetosobowa społeczność. – Na tereny dzisiejszej Polski Skandynawowie nie przybyli jednak tak licznie jak do Europy Wschodniej, bo dla wikingów nie było w Polsce nic ciekawego. Nie mieliśmy wtedy ani zwierząt futerkowych jak na Wschodzie, ani bogatych klasztorów jak na Wyspach Brytyjskich ?– tłumaczy prof. Duczko. Poza Truso i Bardami wikingowie nie zakładali osad. Ale przybywali jako kupcy do Wolina i Szczecina, potężnych w owym czasie słowiańskich miast handlowych, i przywozili tam z Norwegii miękki kamień zwany słonińcem lub kamieniem mydlanym, z którego robiono naczynia. Archeolodzy natrafili na wiele wykonanych z niego mis i dzbanów. W Kamieniu Pomorskim wikingowie pozostawili zaś po sobie przedmioty z runami, staronordyckim pismem, oraz uchwyt do noża zrobiony ze zwierzęcego rogu z przepiękną dekoracyjną plecionką. ?Takie uchwyty polscy naukowcy wykopali także w Gieczu i Gnieźnie, gdzie znajdowały się główne ośrodki władzy państwa pierwszych Piastów. – Owe uchwyty są jedynymi przykładami sztuki z okresu przed Mieszkiem, z czasów jego rządów i potem panowania Bolesława Chrobrego. Dlatego stworzoną przez wikingów sztukę można uznać za pierwszą sztukę Piastów – uważa prof. Duczko. Wikingowie nawiązywali też bezpośrednie kontakty z powstającą władzą piastowską. W XI wieku tworzyli najemną gwardię przyboczną Bolesława Chrobrego. Bronili też między innymi Lednicy przed wojskami księcia czeskiego Brzetysława, który w 1038 roku najechał na Polskę, złupił i zniszczył wiele grodów Wielkopolski. W otaczającym gród ?Jeziorze Lednickim archeolodzy znaleźli kilkanaście wikińskich mieczy. Wpadły one do wody prawdopodobnie podczas walk na drewnianych mostach prowadzących do miasta. – To niejedyny przypadek, kiedy wikingowie byli obrońcami kraju, a nie najeźdźcami – mówi prof. Duczko. W XI wieku zatrudniali się jako najemnicy na wielu dworach, u cesarza w Bizancjum. Podbój ery globalnego ocieplenia Niesamowitej ekspansji wikingów sprzyjał cieplejszy niż dziś klimat. W X wieku, kiedy Eryk Rudy z Islandii dotarł na Grenlandię, nastąpiło apogeum ówczesnego ocieplenia, które trwało przez cały okres wikińskich podbojów, czyli do około XII wieku. Lata stały się dłuższe niż dotychczas, a zimy łagodniejsze. Na wodach przy Grenlandii wikingowie nie napotykali pływających gór lodowych. Brzegi wyspy były pokryte zielenią, dlatego nazwali ją Zieloną Wyspą. Ciepły klimat zachęcał ich do dalszych wypraw. W 1000 roku syn Eryka Rudego, Leif Eriksson, dotarł do Ameryki i nazwał ten kontynent Winlandią, czyli Krajem Wina. Dopłynął do wybrzeży Nowej Fundlandii, w okolice dzisiejszej miejscowości L’Anse aux Meadows w Kanadzie, i tam założył kolonię. Dalej jednak już nie dotarł. Po 300 latach wikingów zaczęło opuszczać szczęście. Klimat ochłodził się o kilka stopni, przez co musieli opuścić Grenlandię. – Nie potrafili przestawić się na tamtejsze warunki. Chcieli być rolnikami i Europejczykami, więc nie uczyli się od Eskimosów technik przetrwania w zimnie. Nie umieli polować pod lodem, wyrabiać łodzi ze skóry, a nie drewna, którego na Grenlandii nie było i trzeba było sprowadzać ze Skandynawii. Nie chcieli wykorzystywać kości zamiast żelaza czy wreszcie ubierać się w futra, a nie koszule tkane z wełny – opowiada ?prof. Urbańczyk. Nie powiodła im się też kolonizacja Ameryki Północnej, której ziemie były żyzne, zalesione i bogate w rudy żelaza (niezbędnego do produkcji mieczy i zbroi). Natrafili bowiem na silny opór rdzennych mieszkańców. Pecha też mieli w Hiszpanii, gdzie nie udało im się pokonać królujących tam wówczas Arabów. – W kronikach z X wieku możemy przeczytać, że Arabowie tylu ich zabijali, iż nie starczało szubienic i trzeba było wieszać wikingów na palmach – mówi prof. Duczko. Ostateczny kres epoki skandynawskich wojów przyszedł w 1066 roku. Wtedy Anglicy w bitwie pod Stamford Bridge nad rzeką Derwent koło Yorku zabili króla Haralda Surowego, a jego armię niemal doszczętnie wyrżnęli. Synowie Haralda próbowali co prawda odbudować potężną, słynącą z najlepszych wojowników armię i pomścić ojca, ale im się nie udało. Niedługo potem, bo już w XII wieku, rolę wikingów – groźnych wojów – przejęli Słowianie żyjący między Łabą a Odrą. I to oni grasowali na Bałtyku. Napadali na statki, łupili nadbrzeżne miasta i gwałcili tamtejsze kobiety. Niektórzy brali ich jeszcze długo za wikingów...
Coraz więcej osób decyduje się na odwiedzenie różnych krajów, w tym również Szkocji. Jeśli planujesz podróż do tego pięknego kraju, warto zastanowić się, jakie są tam akceptowane formy płatności. W tym artykule dowiesz się, czym płaci się w Szkocji i jakie są najpopularniejsze metody płatności. 1. Gotówka:
Na początek dam na szybko kilka ciekawostek, jak one zainteresują czytelnika to i resztę postu przeczyta… Słowianie, z czego nie wszyscy zdają sobie sprawę, byli ludem ekspansywnym. Ślady ich osadnictwa znajdowano w różnych krajach. Zasiedlili Grecję (Peloponez), Kretę, Azję Mniejszą, Syrię, Półwysep Iberyjski, Maroko. Liczni Słowianie występowali w Egipcie. Poza tym osady słowiańskie znaleziono w Skandynawii, na wyspach Bornholm i Gotlandii, które były też systematycznie przez nich napadane i łupione, oraz w północnych Włoszech. Ślady osadnictwa w Islandii datuje się mniej więcej na ten sam okres co osadnictwo Germanów skandynawskich. Przypuszcza się że mogli brać udział wspólnie z Norwegami Leifa Ericsona w wyprawach do Grenlandii i do Nowego Świata – czyli Ameryki nazwanej wtedy przez nich Vinlandią. Słowianie, co było rzadkością w średniowieczu, dbali o higienę. Każda wieś posiadała przynajmniej jedną łaźnię. Skandynawowie przejęli od Słowian topór. Nawet nazwa pozostała ta sama taparoex. Berlin, Drezno, Lipsk, Greifswald, Brema, Wolgast, i wiele innych miast niemieckich zostało założonych przez Słowian. Niektóre monety Bolesława Chrobrego miały napisy w cyrylicy. Na monetach Mieszka I, obok będącego w centrum krzyża, znajdują się swastyki, czyli symbole solarne. Słowianie budowali wspaniałe łodzie przystosowane do podróży morskiej. Różniły się one od skandynawskich tym między innymi, że były mniej smukłe, czyli mniej szybkie i mniej zwrotne, ale za to mniej wywrotne i przystosowane do transportu koni (ogółem do łodzi wchodziło 40 ludzi i kilka koni). Na tych łodziach Słowianie łupili Wikingów i Brytów (Piktów, Szkotów, Anglów). Jedną z metod walki na morzu z Wikingami było taranowanie ich długich łodzi – drakkarów, które jako mniejsze i słabszej konstrukcji nie wytrzymywały uderzenia. Systematyczne wyprawy wojenne Ranów na Duńczyków doprowadziły do utraty, uwaga….1/3 części mieszkańców Danii. Nazwy czterech rodzajów statków przejęli Wikingowie. Ich łodzie były budowane przy użyciu gwoździ, które w kontakcie z wodą morską szybko ulegały korozji. Słowianie natomiast używali drewnianych klinów i kołków co bardzo przedłużało ich trwałość. Dzięki Słowianom Germanie południowi (np. Niemcy) zaznajomili się z ogórkami (gurken), a także z czereśnią turecką i brzoskwinią, hodowaną w Polsce już w IX w. Słowianie byli mistrzami w budowie drewnianych mostów. Najdłuższy z nich na jeziorze Teterow (obszar dawnego RFN) liczy 3 metry szerokości i 750 m długości. Germanie przejęli od Słowian słowo gród. Jak nasi Słowianie budowali w VIII czy IX wieku piękne domki z drewna to Germanie spali w gliniankach, Wieleci zbudowali Berlin o ile pamiętam. Jak dowiadujemy się z najnowszych odkryć archeologicznych przeprowadzanych przez polski zespół archeologów na Dalekiej Północy, słowiańscy żeglarze, niewykluczone, że nawet z terenów położonych nad Wisłą, uczestniczyli w wyprawach Wikingów na północny Atlantyk a co więcej brali udział w zasiedlaniu dalekiej Islandii. Potwierdzają to, odkryte w ostatnich latach w Skandynawii ślady typowo słowiańskich chat z IX – X wieku, zupełnie odmiennych od ówczesnej zabudowy miejscowej. Takie chaty znajdują się w Danii, Szwecji, Norwegii oraz właśnie na Islandii. Polscy archeologowie zajmują się badaniami na Islandii od 1999 r., poszukując najstarszych śladów osadnictwa na wyspie. Profesor Urbańczyk prowadził także wiele badań na Lofotach, gdzie odkrył zaginione miasto Wikingów – Vagan, oraz za kręgiem polarnym, na przylądku Norkap. Jak podkreślał, od samego początku badań na wyspie lodu, pojawił się wątek słowiański, bowiem znanym jest faktem, że Słowianie wraz z Wikingami docierali do północnej Norwegii, i na Islandię, i tam też się osiedlali. Nie byli to ani jeńcy ani niewolnicy, bowiem w tradycji Wikingów budowa domów była atrybutem ludzi wolnych. Wikingowie nie tworzyli jeszcze jednorodnego narodu, byli raczej kastą czy grupą zawodowych kupców, żeglarzy i piratów. Nie wiemy też dokładnie jacy Słowianie zatem przystępowali do tej nordyckiej społeczności, choć mówi się o Połabianach. Wikingowie cenili ludzi potrafiących walczyć i budować okręty, ludzi znających się na żeglowaniu Północnym nie byli przez Wikingów odtrącani. A tak miedzy nami to bali się Słowian i nad Bałtykiem południowym nie łupili, co najwyżej siadano w Wolinie i ustalano wspónie kolejną wyprawe „na viking”. A tak między nami to bali się Słowian i nad Bałtykiem południowym nie łupili, co najwyżej siadano w Wolinie i ustalano wspólnie kolejną wyprawę „na viking” SŁOWIAŃSKA ARMIA I SPOSÓB WALKI Już w poprzedzających Mieszka I wiekach rozpoczęło się kształtowanie instytucji drużyny, a wybitny badacz słowiańszczyzny Henryk Łowmiański zauważył, iż „zjawisko drużyny w jego pierwotnej postaci jest znane społeczeństwom przedpaństwowym”. Większość badaczy przyznaje ponadto, iż drużyna była głównym czynnikiem podpierającym władzę książęcą. Trudno więc obronić pogląd, iż utrzymywana w takich warunkach drużyna nie była wprawna w walce i wymagała zewnętrznego czynnika szkoleniowo-organizacyjnego w swoim składzie. Reasumując, wczesne drużyny grodowe znane były plemionom prapolskim od dawna, a przynajmniej od początku X wieku. W wyniku powiększania władzy książęcej mamy do czynienia z drużyną ściśle już państwową, która szczyt swej potęgi datuje od połowy owego wieku. Trzeba też dodać, że o informacje o wojskach Mieszka I i Bolesława I Chrobrego podaje szereg źródeł, ale żadne z nich nie wspomina o obcym jej pochodzeniu, czy importowaniu sposobów walki. Wręcz przeciwnie zawsze podkreślana jest siła władców słowiańskich, czy polskich i ich ludu. Te same źródła mówią o zaopatrywaniu drużyny przez księcia w sprzęt wojskowy, odzież, otaczaniem „opieką socjalną” ich rodzin, rozporządzaniem ich ożenkiem, co dowodzi, iż była to formacja stanowiąca w zasadzie zalążek armii państwowej, a nie najemnicy, którym płaci się za usługę. Czy więc rzeczywiście wcześni książęta polańscy i polscy mogli polegać na tak niezależnym i nietrwałym czynniku, jak opłacani najemnicy? Wybitny archeolog, prowadzący przez dziesiątki lat wykopaliska na Wolinie, były dyrektor Muzeum Narodowego w Szczecinie, znawca tematyki wczesnego średniowiecza prof. Władysław Filipowiak, w wywiadzie z 2000 roku zapytany o rzekomych najemników normańskich w drużynie Mieszka I powiedział: „Już była dyskusja na ten temat i nie ma co więcej dyskutować (…) Jeśli nawet uczestniczyli w niej druzynie inni, to znaczną większość musieli stanowić miejscowi woje i ci decydowali o wszystkim”. Zdecydowanie odrzucił też możliwość udziału najemników wskazując, iż mamy tu do czynienia z „pierwszą armią państwową”. Sztuka wojenna Sławian Prawie wszystkie przekazy pisane mówią o dużych umiejętnościach Słowian w zakresie sztuki wojennej”. Słowiańska technika wojskowa była na tyle zaawansowana i skuteczna, że stanowili oni już w VI w. groźną siłę i prowadzili z powodzeniem walki z Bizancjum (oblegając nawet Konstantynopol), Awarami, czy Frankami. A były to nie tylko walki obronne, ale często i zaczepne, prowadzone na terytorium wroga. Jeden z kronikarzy bizantyjskich zanotował odpowiedź Dauritasa i innych wodzów Słowian naddunajskich gnębiących Bizancjum ok. 578/579 r. do posłów awarskich: „Jeszcze się taki nie urodził i nie pojawił pod słońcem, kto by potrafił ujarzmić nasza potęgę. Myśmy przywykli do tego, aby panować nad cudzymi ziemiami, a nie by kto inny nad naszą; i tego jesteśmy pewni, póki istnieje wojna i miecz.” Wielu spośród średniowiecznych kronikarzy dawało świadectwo swego uznania dla skuteczności wojennej Słowian. Orderyk Vitalis opisał wyprawę króla duńskiego Swena na Anglię z 1069 roku, w której wspomagała go Polska, a także plemiona Luciców (Wieletów), o których wyraził się iż „lud ten był doświadczony w walkach na lądzie i na morzu”. Wojowniczość Słowian podkreślało wielu kronikarzy, jak choćby wtedy, gdy wspominali, że: „ogólnie rzecz biorąc Słowianie są skorzy do zaczepki i gwałtowni i gdyby nie ich niezgoda, wywołana mnogością ich gałęzi i podziałów na szczepy, żaden lud nie zdołał by im sprostać w sile”. Prawdopodobnie Słowianom nieobcy był także szał bitewny, który wywoływany bywał u wielu ludów w bardzo różnych czasach, Takiego szału możemy dopatrywać się w opisie słowiańskiego ataku na Konungahelę autorstwa Snoriego Sturlasona, mówiącego, iż po wydaniu przez księcia Racibora rozkazu do szturmu, jeden z jego wojów samym tylko mieczem lub toporem, nie zważając na draśnięcia i rany, odrzuciwszy nawet tarczę przedarł się do samej bramy zabijając w niej wartowników. Obrońcy zarzucali go gradem pocisków, te jednak chybiały lub nie robiły wrażenia na rozjuszonym wojowniku. Na szczególną uwagę zasługuje rodzima taktyka prowadzenia działań zbrojnych, bowiem plemiona mające stworzyć wczesnośredniowieczną Polskę wyspecjalizowane były w dostosowaniu jej do warunków terenowych panujących na ziemiach polskich, pokrytych gęstą puszczą, rozległymi bagnami i szerokimi rozlewiskami rzek. Wykorzystywano więc ukształtowanie terenu i cieki wodne do budowania głębokich linii fortyfikacyjnych. Charakterystyczna dla Słowian (ale nie tylko, bowiem wykorzystywano ją za czasów panowania Mieszka i Chrobrego podczas budowy wałów) jest technika wznoszenia grodów obronnych, polegająca na usypywaniu potężnych wałów o konstrukcji hakowej i skrzyniowej, zakończonych na szczycie ostrokołem. O umiejętnościach wojennych Słowian i wadze (dla celów obronnych) grodów świadczy przekaz tzw. Geografa Bawarskiego z IX wieku, który wymienia prapolskie plemiona, podając ilość grodów, którymi dysponują. Witold Hensel stwierdził wręcz, iż prapolskie fortyfikacje należały do najpotężniejszych tego typu w ówczesnej Europie. Skandynawia np. na tym tle wypada wyjątkowo mizernie, gdyż tam jeszcze do XIII wieku używano czasami prymitywnych ostrokołów, choć oczywiście nie można zapominać o przykładach skandynawskiego budownictwa warownego, jak choćby potężne obozy wojskowe tzw. grody typu „Trelleborg” wiązane z Haraldem Sinozębym. Wałami otoczone było też Hedeby i Birka, a poza tym całą Jutlandię odcięto od Niemiec potężnym wałem tzw. Danewirke. Podobnie zresztą wysoki poziom reprezentowali Słowianie w technice oblężniczej, gdyż już w walkach z Bizancjum, np. podczas zdobywania Salonik, posługiwali się różnymi machinami oblężniczymi. Gall Anonim pisze o używaniu przez Polaków, wyrzutni wielkich głazów działających na zasadzie łuków – samostrzałów. Znano je także na Rusi. Wiele z tego przejęto właśnie z Bizancjum lub czerpiącego z dorobku rzymskiego zachodu Europy. Krystyna Pieradzka zwróciła uwagę, iż opisy ataku i zdobycia przez Słowian Konungaheli wspominają o miotaniu przez skandynawskich obrońców pocisków wyłącznie ręcznie, podczas gdy Saxo Gramatyk pisze, iż Słowianie broniąc Wołogoszczy w 1178 r. skutecznie używali machin miotających. W tym wypadku mamy jednak do czynienia z przykładem twórczego rozwoju słowiańskiej myśli technicznej, bowiem zgodnie z opisem kronikarza obrońcy „przygotowali nieznane dotychczas machiny”, które z niespotykaną celnością raziły okręty duńskiego króla Kanuta i arcybiskupa Absalona. Także Andrzej Nadolski wskazuje na przekaz Thietmara dotyczący walk pod Niemczą w 1017 roku, mówiący o wykorzystywaniu machin oblężniczych przez wojska piastowskie i choć przekaz ten nie przybliża wyglądu machin to badacz nakazuje szukać analogii w innych krajach europejskich czerpiących z dorobku rzymskiego. Słowianie do perfekcji opanowali także walkę podjazdową, którą wykorzystywali wobec silniejszego przeciwnika. Nawet niemiecki kronikarz Thietmar darzy uznaniem skuteczność słowiańskiej taktyki opisując walki Chrobrego z Niemcami na Śląsku, a wiadomo, iż te same sposoby używali. Słowianie już w VI wieku, bowiem opisywał je bizantyjski cesarz Maurycjusz. Słowianie z powodzeniem łączyli działanie różnych rodzajów broni, jak Bolesław Chrobry, który wykorzystywał współdziałanie konnicy i łuczników, lub wcześniejsze, mieszkowe, mistrzowsko przeprowadzone działanie kombinowane przeciw potężnym ciężkozbrojnym oddziałom Niemców pod Cedynią. z opisów zdobycia Konungaheli wiadomo też, że Słowianie wykorzystywali strzelców wyborowych, osłanianych przez wydzielonych tarczowników i skutecznie rażących wybrane cele. Porównajmy to np. z wojownikami normańskimi, zwanymi wikingami, którzy przygotowani byli do zupełnie innego charakteru zadań bojowych, polegających głównie na szybkich wypadach, podczas których atakowali raczej bezładnie, bez konkretnej taktyki, by równie szybko dokonać odwrotu. KONNICA I FORMACIE PIESZE Około X wieku stopniowo na znaczeniu zyskiwała konnica, po długim okresie decydującej roli formacji pieszych. Nie był to proces swoiście polski, czy słowiański, lecz ogólnoeuropejski, gdyż w tym kierunku ewaluowała taktyka i technika wojskowa. Słowianie natomiast od dawna hodowali konie, oraz ujeżdżali je zarówno do celów transportowych, jak bojowych. Wiadomo, dzięki kronice Prokopa z Cezarei, iż już w latach 536/37 istniały oddziały konnicy w służbie Bizancjum, złożone z Hunów i Słowian. Słowianie sąsiadowali i walczyli ze stepowcami, a jak uczy historia wojskowości, technika w tym zakresie przenika od ludów z którymi toczy się najdłuższe walki Tak więc od ludów koczowniczych Słowianie przejęli strzemiona, a od VII, VIII wieku znali ostrogi z kolcami odgiętymi do środka, następnie przyjęły się strzemiona z kółkami, a od IX w. ze spłaszczonymi końcami ramion. Niektóre ostrogi były bogato zdobione srebrem i złotem, które choć też zapożyczone (tym razem nie od ludów stepowych), produkowane były na miejscu, dawniejsza nauka twierdziła ponadto, że ostrogi znane były Słowianom już od okresu późnolateńskiego. Poza tym Ibrahim ibn Jaqub, uczony i podróżnik żydowski z Kalifatu Kordoby w Hiszpanii, pisał, iż „Prapolacy” wyrabiają siodła i uzdy. W ówczesnej Polsce żyła rodzima rasa koni, podobna do tarpanów, niewielkich, ale bardzo wytrzymałych, podobnie jak konie późniejszych Mongołów. Można znów odwołać się do porównań ze Skandynawami, wykazując zasadnicze różnice. Wiadomo z wielu źródeł, iż tzw. wikingowie używali koni głównie do transportu drogą lądową, natomiast do walki stawali w przygniatającej większości przypadków pieszo. Owi wikingowie, jako piraci, handlarze, najemnicy podróżowali na swoich łodziach (tzw. drakkarach, knorrach), z których to często bezpośrednio rzucali się do ataku, jak było po splądrowaniu klasztoru w Lindisfarne (Anglia). Potwierdzenie tej tezy odnaleźć można w wielu przekazach opisów walk np. na południowym brzegu Bałtyku, czy podczas ataku na Paryż w IX wieku. Else Roesdahl pisze: „liczne (…) opisy walk wikingów pozwalają nam wnioskować, że (…) przeważali wśród nich piesi wojownicy. Koni używano w wojsku do celów transportowych na lądzie…”.Autorka nie wyklucza, że i Normanom zdarzało się walczyć „siedząc na koniu”, ale określa to jako sporadyczne, gdyż nawet większość podróży lądowych odbywali oni pieszo. Dodajmy, iż trudno dziwić się pieszej walce Normanów, gdy weźmie się pod uwagę górzystość i skalistość znacznych połaci Skandynawii, a także brak podstawowego pożywienia dla koni (tereny ubogie w roślinność) co nie sprzyjało rozwojowi konnej techniki walki. Inaczej Słowianie, o których wiadomo, że na każdej łodzi, która wchodziła w skład flotylli płynącej z wyprawą na Konungahelę, wieźli 44 ludzi i 2 konie. Poza tym na pieszą walkę Normanów wskazuje już ich uzbrojenie ochronne w postaci okrągłej tarczy, która trzymana była w dłoni za imacz, czyli żelazny lub drewniany pręt dzierżony w garści oraz umba, wypukłe elementy żelazne, chroniące z zewnątrz dłoń walczącego (które są najczęstszym znaleziskiem, świadczącym o używaniu tarcz). W związku z tym walczący miał zajętą lewą dłoń i nie mógł prowadzić konia. Poza tym cała konstrukcja tarczy przeznaczona była głównie do walk morskich i przybrzeżnych. Także jej kolisty kształt niedostatecznie kryłby jeźdźca. Natomiast słowiańskie tarcze z tego kresu wykonane były w całości z materiałów organicznych, bez metalowych okuć, i dzierżone były na pasach nasuwanych na przedramię tak, że dłoń pozostawała wolna i mogła prowadzić wodze. Przystosowane więc były dla konnicy. Niektórzy uważają, że tarcze okrągłe, a więc takie jakich używali wikingowie, służyły do ochrony podczas bitew morskich, podczas gdy owalne przy walkach lądowych. Faktem jest, że dość szybko upowszechniły się u Słowian tarcze kształtu migdałowatego lub owalnego, które choć na pierwszy rzut oka kojarzone mogą być z ochroną konnego, to często pojawiają się na ikonografii w kontekście wojowników pieszych. Kronikarz Saxo Gramtyk pisze, że przed samym starciem Słowianie polewali swoje tarze wodą, bowiem skóra obciągnięta na tarczach wysychała i kurczyła się od słońca, co zwiększało jej podatność na rozłupanie. Z doświadczeń wiadomo, że tarcza choćby z mokrego drzewa, mimo, że łatwiej w niej o wgniecenia, znacznie trudniej ulega rozłupaniu niż egzemplarz suchy. W swoich przekazach Ibrahim ibn Jakub donosi o mizernej jakości słowiańskich tarcz. Skąd brała się ta opinia? Tarcza często służyła jednorazowo, trudno bowiem spodziewać się, że kilka desek oprzeć miałoby się ciosowi potężnego topora bojowego, zwłaszcza zaś dwuręcznego. Prawdopodobnie więc tarcze produkowano masowo i szybko, a więc „ekonomicznie”, skoro i tak chronić miała przy pierwszym zderzeniu lub przed ostrzałem łuczniczym czy procarzy. Zdanie takie zdaje się potwierdzać najnowsze odkrycie tarczy w Szczecinie, której datacja choć dość rozciągła skłania się ku początkowi XIII wieku. Tarcza ta wykonana z sześciu deseczek drzewa olchowego ma grubość jedynie 5 mm (sic!) a o zniszczeniu czasem nie może być mowy, bowiem zachowały się malowidła na stronie zewnętrznej. Tarcza ta wpisuje się również w to co powiedzieliśmy wcześniej o braku okuć na szczytach słowiańskich, bowiem nie tylko jest ich pozbawiona, ale na stronie wewnętrznej zachował się skórzany pas – imacz. Wracając do zagadnienia walki konnej – powyższe uwagi nie sugerują tego, że Słowianie nie stawali pieszo, bowiem rzeczywiście piechota stanowiła główną masę ówczesnych armii. Poza taktyką i wymogami terenu, wpływał na to także fakt, iż utrzymanie konnicy wiązało się z bardzo wysokimi kosztami. Konnicy dostarczali więc z jednej strony możni, z drugiej formacje drużynne, skupione wokół księcia i ważniejszych władyków plemiennych. Pieszo natomiast walczyła liczniejsza grupa pieszych tarczowników i masa pochodząca z pospolitego ruszenia, ona też była słabiej kroniki Ibrahim ibn Jaqub z połowy X wieku wspomina co prawda, iż Mieszko posiada drużynę pieszą, gdyż w jego kraju gęsto porośniętym lasem, trudno się było konnicy poruszać, ale wersja owa pochodzi z XIII-to wiecznego odpisu al-Kazwiniego, nie ma natomiast tego stwierdzenia w wersji al-Bekriego, który natomiast donosi o kraju Obodrzyców Nakona, iż obfituje w konie i że stąd się je eksportuje. Obie wersje natomiast donoszą, iż książę Mieszko daje swoim żołnierzom obok odzieży i broni, także konie. Składały się na nie dwie kategorie, tj. uzbrojenie ochronne i zaczepne. Do pierwszej z nich należą hełmy (czyli rodzime „szłomy”), tarcze i pancerze, do drugiej zaś głównie miecze, topory i włócznie. W przypadku szłomów – w X wieku używanych głównie przez wojskową elitę – najczęściej używanym modelem był hełm z nosalem, tzw. stożkowy, błędnie zwany „normańskim”, gdyż dawniej łączono go głównie z północnymi wojownikami, podczas gdy był to typ używany w wielu krajach ówczesnej Europy. Piękny egzemplarz takiego hełmu znany jest z Czech i łączony ze św. Wacławem. W tym przypadku dzwon hełmu pochodzi z wieku IX, nosal zaś dodano już w wieku X i to w dodatku błędnie, bowiem w tylnej części dzwonu! W Polsce szłomy znaleziono w Jeziorze Lednickim, ale te egzemplarze pochodzą już z XI wieku. Dzwony tych hełmów wykonane mogły być z jednego elementu, co dawało znakomite walory techniczne, ale trudność ich wykonania wpływała niekorzystnie na cenę. W związku z tym produkowano tańszą, pierwotną wersję w tzw. konstrukcji żebrowej. Innym modelem szłomu, używanym w państwie pierwszych Piastów były szyszaki, tzw. szłomy typu ruskiego, zwane też „wielkopolskimi”, gdyż właśnie tam odnaleziono grupę takich hełmów. Znane ze swej pozłoty, prawdopodobnie stanowiły jednocześnie rodzaj insygnium, na który mógł sobie pozwolić wyłącznie książę i najbliższe otoczenie. Nie posiadały one zresztą tak dobrych walorów technicznych, jak hełmy stożkowe. Pancerze i kolczugi Podobnie z pancerzami. One również przypadły w udziale wyłącznie możniejszych wojownikom oraz „pancernej” części drużyny Mieszka i Mieszkowica. Najdoskonalszą formą pancerza jest oczywiście kolczuga, ze względu na swoją przewiewność i giętkość. Do innych natomiast rodzajów należy zaliczyć wszelkie pancerze złożone z przynitowanych niewielkich blaszek do skórzanego najczęściej fartucha (tzw. karaceny), w różnych konfiguracjach czy to dachówkowej, czy sąsiadującej oraz pancerze tzw. lamelkowe, czyli łączone ze sobą blaszki, lub zbrojniki skórzane pozbawione podłoża. Claude Blair, angielski znawca broni nazwał „epoką kolczugi” lata 1066-1250, gdyż dopiero wówczas stała się ona nieco powszechniejsza. Wśród Skandynawów kolczuga, czy w ogóle pancerz także nie były regułą, gdyż większość z nich walczyła bez żadnego uzbrojenia ochronnego poza tarczą. Na mniejszą ilość znajdowanych pancerzy i tarcz słowiańskich wpływa fakt, iż słowiańskie zwyczaje pochówkowe nakazywały dawać zmarłemu jedynie jego broń, a czasami elementy uprzęży konnej, a nie np. kolczugę Miecze Najważniejszą, choć nie najpowszechniejszą bronią zaczepną był oczywiście miecz. Najczęściej znajdowanymi na ziemiach polskich mieczami są te, które wg systematyki J. Petersena należą do typu „X” i pochodzą z XI wieku. Nie jest to jednak miecz typowy wyłącznie dla Polski, gdyż z soczewkowatą głowicą i dłuższym niż wcześniej jelcem używany był w wielu krajach w ciągu XI wieku. Przypadało to na okres, kiedy miecze nie były już taką rzadkością jak wcześniej, produkowano je masowo, i w związku z tym mniej starannie. Ponadto pozbawione dawnego, przebogatego wystroju, przypadły w udziale szerszym grupom wojowników, a nie wyłącznie najmożniejszym. Dawniejsze miecze, mimo wspaniałego wyglądu i wysokiej ceny były słabo wyważone i używane mogły być wyłącznie do prostych cięć, podczas gdy nowszy typ (lepiej wyważony i lepiej leżący w dłoni) nadawał się do prostej szermierki. Miecz w tym czasie stał się bardziej narzędziem, stosunkowo tanim i poręcznym, niż dziełem sztuki. Wcześniejsze miecze o sztabkowej, czy choćby wachlarzowej głowicy, lub inne typy utożsamiano ze Skandynawią i stąd błędnie nazywano je „normańskimi”, natomiast Andrzej Nadolski, najwybitniejszy polski znawca broni, twierdzi – w czym zresztą nie jest odosobniony – że w większości produkowane one były nie przez Normanów, ale w pracowniach frankońskich w Nadrenii, gdzie korzystano z wielowiekowych tradycji, sięgających jeszcze rzymskiej prowincji. Głównie (brzeszczoty) wędrowały po całej Europie i jedynie oprawa (rękojeść: głowica i jelec) dorabiana była zgodnie z miejscową modą. Wiele mieczy znanych z Polski pochodzi z importu, ale tylko część dotarła tu za pośrednictwem Skandynawów, większość natomiast bezpośrednio z zachodu Europy. Nawet na Rusi, która miała bardzo bliskie związki ze Skandynawią, większość mieczy importowanych pochodzi z Zachodu. Trzeba dodać, że i skandynawscy naukowcy przyznawali, iż miecze sporządzane na półwyspie były dużo gorszej jakości, niż frankońskie. Zwróćmy również honor słowiańskim kowalom, których wyroby były dobrej jakości, skoro zaopatrywano je w znaki producenta, co czyniono, by swoje dobre wyroby odróżnić od innych. Słowianie znali też i potrafili wyrabiać najlepszy i najdroższy rodzaj ówczesnej stali, czyli tzw. dalmacen skuwany, albo dziwer i to w różnych odmianach, a szeregu celowego stosowania odmian dowodzi relacja wybitnego uczonego arabskiego al-Biruniego z Chorezmu. Zdaniem Z. Vany Słowianie wytwarzali miecze stalowe oraz sztylety o stalowych krawędziach-ostrzach zgrzewanych z żelaznym trzpieniem, co wskazuje na znajomość u nich techniki damascenizacji już od IX wieku. Topory Słowo topór, jak pisze Aleksander Brückner w Słowniku Etymologicznym Języka Polskiego, jest prasłowiańską pożyczką z perskiego „tabar”. Wiadomo też, że topór znany był Prasłowianom (wraz z nazwą) przynajmniej od V w. i to jak twierdzi J. Pieradzka właśnie od nich broń tę mieli zapożyczyć Normanowie wraz z nazwą, która brzmi u nich „taparoex”, a pojawiają się zresztą dopiero w 1031 roku. Wielu wikingów walczyło toporem, gdyż był on wiele tańszy od miecza, a poza tym idealnie nadawał się do rozłupywania tarcz przeciwnika. Wykształciły się swoiste odmiany toporów, używane przez Normanów, jak np. tzw. „danax” – „topór duński” o symetrycznym ostrzu. Swoiste typy toporów, jak choćby typ z asymetrycznym długim ostrzem tworzącym tzw. „brodę”, wykształciły plemiona pomorskie i połabskie, dla których topór był ulubioną bronią. Włócznie Każdy woj, czy to pieszy, czy konny, i to w całej Europie, zaczynał walkę od posługiwania się włócznią, gdyż była to broń bardzo niebezpieczna i utrzymywała pewien dystans od wroga. Nadolski twierdzi, że na polu walki włócznia przeważa nad mieczem. O roli włóczni niech świadczy fakt, iż tzw. włócznię św. Maurycego podarował Chrobremu Otto III podczas Zjazdu Gnieźnieńskiego, będącą później jednym z insygniów królów polskich, a przez podniesienie włóczni wojowie słowiańscy wyrażali swoją aprobatę na wiecach, włócznia zaś wbita w słup drewniany była w Wolinie symbolem Trzygłowa. Także germański Odyn miał za swój najważniejszy symbol właśnie ową broń drzewcową. Należy pamiętać, że uzbrojenia szeregowego woja pochodzącego z pospolitego ruszenia, lub co najwyżej z „niższej” lekkozbrojnej formacji tarczowników (działających obok „pancernych” wymienianych przez źródła) nie można stawiać do porównania ze sprzętem zawodowego wojownika z wyższej warstwy społecznej. Wiele plemion chrześcijańskich walczących ze Słowianami przed walką odprawiało swoje modlitwy zaczynające je od słów…OD FURII SŁOWIAN UWOLNIJ NAS PANIE.. Kamil Bernard
Wikingowie wierzyli, że poprzez mistyczny rytuał łączą się i przemieniają w dzikie zwierze. Vikings believed that through mystical ritual they merged and transformed into wild animals. Wikingowie wykorzystywali swoje umiejętności morskie do podboju nowych lądów i do powiększania swojego bogactwa. Wikingowie byli nie tylko dzielnymi i zaciekłymi w walce wojownikami ale również świetnymi budowniczymi statków oraz żeglarzami. Chociaż początkowo ludzie północy byli farmerami, pod wpływem braku wystarczającej ilości ziemi, zaczęli podróżować przez morza i lądy w poszukiwaniu nowych miejsc gdzie mogliby się osiedlić. Ci Ludzie Północy, do swoich podroży potrzebowali dobrych statków, które mogłyby przewieść ich dobytek i rodzinę. Zajmując nowe tereny, Skandynawowie musieli także być przygotowani do walki z wrogo nastawionymi tubylcami, nie zawsze chętnymi do przyjmowania nowych przybyszów pokojowo. Także styl życia wielu Wikingów, polegający na corocznych wyprawach wojennych celem zdobycia łupów, miał duży wpływa na rozwój ich floty. Powyższe czynniki doprowadziły to powstania słynnego i budzącego przez dwa wieki strach w niemal całej Europie, tzw. długiego statku wikingów. W ciemnych wiekach średniowiecza dla mieszkańców kontynentu europejskiego, pojawianie się takiego statku było oznaką zbliżającego się nieszczęścia - najazdu dzikich pogan z Północy. Łodzie wojenne, które były tak skonstruowane, że nadawały się zarówno do przemierzania mórz i rzek w głębi lądu. Były on na tyle lekkie, że można było je przetransportować lądem do koryt rzek nie mających ujścia do morza. Dzięki temu Wikingowie niepodziewanie mogli znaleźć się tam gdzie się nikt ich nie podziewał – w środku napadniętego państwa, nie raz nie przygotowanego na taki obrót zdarzeń. Istniało kilka rodzajów wojennych okrętów, w zależności od wielkości jednostki i celów do których były wykorzystywane. Najbardziej znanym okrętem Wikingów był Drakkar - czyli smoczy statek, zwany tak ze względu na bogato zdobiona belkę na dziobie (często przedstawiającą smoka). Był on najczęstszej używany przez bandy Wikingów, które najeżdżały obce tereny Europy. Te łodzie osiągały szybkość 10 węzłów na godzinę (około 18 kilometrów). Ich długość wynosiła około 20 metrów, przy 5 metrach szerokości. Napędzane były żaglami lub wiosłami przez załogę, liczącą od 40 do 60 (rzadziej do stu) osób. Niewielkie zanurzenie (do 1 metra) powodowało, że nadawały się do przemierzania drogą rzeczną oraz w razie potrzeby przenoszenia ich lądem w dorzecza innej rzeki. Pozwalało to rabować niczego nie spodziewających się mieszkańców krain, leżących w głębi lądu. W przeciwieństwie do innych jednostek, cały pokład statku był zrobiony z desek, co ułatwiało poruszanie się po nim, i co najważniejsze, skuteczną walkę, czy to bronią dalekiego zasięgu (jak łuk czy rzucany oszczep) czy abordaż na inny statek lub ląd. Najmniejszym statkiem (czy raczej większa łodzią) był Karvi. Posiadał on od 6 do 16 miejsc do wiosłowania. Mniejszym statkiem służącym do celów militarnych był Snekkje. Miał on około 20 miejsc do służących do wiosłowania. Typowa długość wynosiła 17 metrów, szerokość 2,5, a zanurzenie 0,5 metra. Załoga wynosiła około 40 ludzi. Nieduże zanurzenia i niewiele rozmiary, miały swoje zalety. Taki rodzaj łodzi, nie wymagał portu, bardzo dobrze nadawał się więc do przewożenia jednostek desantowych w niemal każde miejsce nadbrzeżne. Stosunkowo łatwo było go również transportować lądem, np. do koryta innej, nie mającej połączenia z morzem, rzeki. Dzięki temu Wikingowie mogli atakować siedliska ludzi czy bogate miejsca kultu religijnego, znajdujące się w głębi lądu. Skei był to najprawdopodobniej największy statek (odkryty) z ponad 30 miejscami do wiosłowania. Nazwa oznaczał ,,tego, który przecina się przez wodę". Długość wynosiła około 35 metrów. Budowa okrętu zawsze odbywała się nad brzegiem morza, lub rzeką, mająca ujście do niego . Budująca długie pokręty, Wikingowie, najpierw mocowali kil, długą, dużą belkę, wokół której konstruowano cały kadłub statku. Kil biegł przez całą długość okrętu i był jednym kawałkiem twardego drewna dębowego, co nadawało kadłubowi solidności i wytrzymałości. Następnie mocowano do kilu deski (z dębu, świerka lub sosny), które zachodziły jedna na drugą. Następnie deski były wzmacniane gwoźdźmi. Podkład kładziono na belkach zamocowanych pomiędzy burtami. Oktety Wikingów napędzane były siłą wiatru (żagiel) oraz wiosłami (siła ludzka), przy czym te ostatnie wykorzystywane były tylko gdy nie wiało i do wykonywania manewrów i desantów. Podobnie sterowanie polegało na umiejętnym wykorzystaniu wioseł oraz steru. Kobiety wikingów były odpowiedzialne za robienie żagli. W pierwszej kolejności robiły one małe, w kształcie diamentu, płótna (z wełny lub lnu) i obszywały je skórą aby zapobiec podarciu się. Następnie z wielu takich skrawków, zszywały duży, kwadratowy żagiel, którego szerokość wynosiła do 12 metrów. Było on mocowany na sosnowym lub świerkowym maszcie. Czasami dziób statku ozdabiała wyrzeźbiona belka z głową smoka lub węża, co miało budzić strach wśród wroga. Z tego powodu często mieszkańcy Europy nazywali okręty Wikingów statkami smoka. Symbol zależał często od dowódcy wyprawy i reprezentował w pewnym sensie jego osobę (niczym herb średniowiecznego rycerza). Zdobienia na dziobie miały również moc magiczną. Wikingowie wierzyli, że odstraszają one złe demony morza. Wracając jednakże w rodzinne strony, ściągano ze statków zdobienia, aby nie obrazić przyjaznych, rodzimych bóstw.
Hasło krzyżówkowe „rzymianie bali się go jak ognia” w słowniku szaradzisty. W niniejszym leksykonie szaradzisty dla wyrażenia rzymianie bali się go jak ognia znajduje się tylko 1 definicja do krzyżówki. Definicje te zostały podzielone na 1 grupę znaczeniową.
Kategoria: Średniowiecze Data publikacji: Autor: Przy tekście pracowali także: Maria Procner (redaktor) Maria Procner (fotoedytor) Jasnowłosy, niebieskooki mięśniak, który wraz z kompanami w zwierzęcych skórach i charakterystycznych hełmach regularnie łupi osady na wybrzeżach Anglii oraz Francji, gwałcąc i mordując kogo popadnie – oto obraz wikinga znany z filmów czy powieści. Ale czy tkwi w nim choć ziarno prawdy? Nie ma chyba w europejskiej historii wojowników, o których powstało tyle mitów i legend, co o wikingach. Okazuje się jednak, że przypisywane im stereotypowo atrybuty niekoniecznie w stu procentach oddają rzeczywistość. Mało tego, część z nich całkowicie mija się z prawdą! Oto pięć popularnych twierdzeń o dzielnych nordyckich wojakach, które są kompletną bzdurą – lub co najmniej sporym nadużyciem. 1. Byli rozbójnikami i łupieżcami, którym tylko wojna w głowie Na słynnym kamieniu z Lindisfarne uwieczniono dzikich, brutalnych najeźdźców z Północy, którzy w 793 roku splądrowali kościół świętego Kutberta u wybrzeży Brytanii. Jak czytamy w książce Roberta Fergusona Młot i krzyż. Nowa historia wikingów, płaskorzeźba „ukazuje z profilu siedmiu maszerujących mężczyzn. Postacie z przodu i z tyłu kolumny są nieuzbrojone, przypuszczalnie z powodu braku miejsca na półkolistym kamieniu. Dwie środkowe postacie dzierżą topory, a trzy za nimi miecze. […] Maszerują z wysoko podniesionymi głowami i wyprężonymi torsami, wznosząc broń jedną ręką, jakby do zadania ciosu”. To oraz inne historyczne źródła prezentują wikingów w jednoznacznie negatywnym świetle. Nic zatem dziwnego, że obraz ludów skandynawskich przekazywany na podstawie tego rodzaju „dokumentacji” jest raczej mroczny. Ale czy czarna legenda nordyckich wojowników ma cokolwiek wspólnego z rzeczywistością? Cóż, tkwi w niej przynajmniej ziarno prawdy. Część wypraw wikingów faktycznie miała agresywny charakter, ale równie często średniowieczni Skandynawowie wyprawiali się w morze, by znaleźć partnerów do handlu, w poszukiwaniu nowych miejsc na osadę lub po prostu z czystej ciekawości. A nawet jeśli wyruszali z myślą o grabieży, zwykle kierowali się względami ekonomicznymi – nie wrodzoną skłonnością do przemocy. Ambrosiani/Riksantikvarieämbetet/CC BY Widok wikińskiej łodzi miał budzić wśród Anglików i Francuzów popłoch. Wiele wskazuje jednak na to, że sąsiedzi przeważnie cieszyli się z wizyt. Zapowiadały bowiem handel. Najazdy na Wyspy Brytyjskie i wybrzeża Europy pod koniec VIII wieku były prawdopodobnie jednym z wielu epizodów wywołanych… głodem. Dlatego raczej nie zdarzały się w okresach dobrobytu – wówczas mieszkańcy Północy utrzymywali z sąsiadami poprawne kontakty. Przekazywane z pokolenia na pokolenie sagi mówią równie dużo o wojnach, jak o podróżach mających na celu odkrycie nowych ziem. Wielu wikingów porzucało zresztą tułaczkę, by osiąść na stałe w jednym miejscu. Tak było na przykład w Normandii, gdzie po burzliwych wojennych eskapadach, z namaszczeniem Karola III Prostaka, osiadł i został hrabią wódz Rollon. Tak opisuje tę dychotomiczną naturę średniowiecznych Skandynawów Bernard Cornwell w bestsellerowej powieści Ostatnie królestwo: Nazywano ich wikingami, gdy byli przypływającymi morzem łupieżcami, natomiast Duńczykami lub poganami – gdy handlowali. Ludzi z trzech okrętów uznano zatem za wikingów, ponieważ palili i grabili zagrody (…). W każdej zatoczce, porcie, u ujścia każdej rzeki drżano z obawy, że niespodziewanie na linii horyzontu wyłonią się długie łodzie wikingów. Przerażenie budziły smoki na ich dziobach, bano się mężczyzn płynących wraz z tymi smokami i modlono się, by Bóg oszczędził im furii ludzi Północy. Zobacz również:Największe zbrodnie wikingów. Czym zasłużyli sobie na opinię najokrutniejszych wojowników Europy?Średniowiecze i prawo pierwszej nocyCzy Krzysztof Kolumb kiedykolwiek dopłynął do Ameryki? 2. Mieli blond włosy, niebieskie oczy i nadludzką siłę Kiedy myślimy o wikingach, przed oczami staje nam obraz jasnowłosych i niebieskookich mężczyzn, nadzwyczaj silnych, walecznych i z natury agresywnych. Prawda jest jednak taka, że ludzie ci nie różnili się znacząco od typowego mieszkańca Europy – byli nieznacznie wyżsi i cechowała ich nieco tęższa postura. Skąd zatem tak wybujała wizja żeglujących wojowników? Po słynnej napaści na klasztor w Lindisfarne pozostał taki oto tekst: „W tymże roku nad Northumbrią pojawiły straszliwie znaki i bardzo przeraziły jej mieszkańców: jaśniały niezwykłe błyskawice i widziano ogniste smoki lecące w powietrzu. Wkrótce po tych znakach przyszedł wielki głód, a niedługo potem, tego samego roku, pogańscy łupieżcy, niczym diabły, żałośnie zniszczyli kościół Boży w Lindisfarne, gwałtem i rzezią”. Katoliccy duchowni bali się wikingów najbardziej ze wszystkich. Trudno się im zresztą dziwić: klasztory i kościoły stanowiły łatwy cel dla łupieżców nie znających europejskiego pojęcia świętości. I to właśnie w dużej mierze księża oraz zakonnicy odpowiadają za czarny PR wokół nordyckich wojowników. Oni jako pierwsi zaczęli nadawać „barbarzyńcom z Północy” diabelskie cechy. Oliwy do ognia dolało odkrycie w 1880 roku kurhanu, w którym spoczywała łódź oraz szczątki wikinga. Jak wykazały badania (przeprowadzone dopiero w 2007 roku), było to ciało mężczyzny w wieku około 40 lat, o wzroście 181 cm – a więc o 15 cm powyżej średniej w tamtym okresie – i o bardzo ciężkich kościach. Musiały minąć kolejne lata, nim wyszło na jaw, że zmarły cierpiał na gruczolaka lub guza przysadki, który wywołał u niego objawy gigantyzmu. Tymczasem w XIX wieku, kiedy odkryto mogiłę, uczeni szybko połączyli fakty z podaniami historycznymi. W efekcie powstał obraz wikinga-olbrzyma. I utrzymuje się on do dziś, mimo że współczesne, kompleksowe testy DNA przeprowadzone przez antropologów dowodzą, iż ludzie z Północy – choć nieco wyżsi niż przeciętnie – nie górowali aż tak bardzo nad Anglikami czy Francuzami, których napadali (mężczyźni mierzyli średnio 171 cm, a kobiety – 158 cm). A co z kolorem włosów? Cóż, w tej kwestii naukowcy nie stwierdzili żadnych reguł. Zapewne wśród wikingów pochodzenia szwedzkiego dominowały blond czupryny, ale już Norwegowie czy Duńczycy mieli raczej ciemne bądź rude owłosienie. 3. Nosili hełmy z rogami To chyba najpopularniejszy z mitów na temat wikingów – a jednocześnie najmniej zgodny z prawdą. Na kartach powieści i w filmach często spotykane są rogate nakrycia głowy, podczas gdy archeolodzy nie znaleźli żadnych śladów takiej „mody” wśród mieszkańców Skandynawii. Skąd zatem wzięły się diabelskie hełmy? Halldórsson/CC BY-SA Na wikińskich hełmach nie było żadnych rogów – lecz mimo to mit o diabelskich nakryciach głowy ma się dobrze. „Winę” za powstanie tego mitu prawdopodobnie ponosi projektant strojów teatralnych, Cami Emil Doepler, który chciał przykuć uwagę widzów charakterystyczną postacią wikinga. Uznał, że najlepszy w tym celu będzie rogaty hełm i wcielił swój pomysł w życie, tworząc w roku 1876 stroje do opery Wagnera Pierścień Nibelunga. Najwyraźniej wizja Doeplera była tak dobra, że na stałe zakorzeniła się w świadomości odbiorców kultury masowej. Nic w tym dziwnego, w końcu doskonale pasuje do rzekomej „diabelskości” tych ludzi. Ale to niejedyna teoria na ten temat. Według innej hipotezy charakterystyczny hełm miał być odwzorowaniem wizerunku Odyna, na którego ramionach zasiadały dwa kruki: Hugina i Munina. Ptaki każdego dnia oblatywały świat, by zebrać najświeższe wiadomości, a później przekazywały je bezpośrednio do ucha boga. Tymczasem hełmy faktycznie pochodzące z okresu wypraw wikingów żadnych rogów nie mają. Są to raczej dość proste nakrycia głowy wyposażone w osłonę oczu i pozbawione ozdób. Wystawiane w niektórych muzeach rogate hełmy są datowane na wcześniejszy okres – epokę żelaza – i prawdopodobnie były wykorzystywane podczas ceremonii, a nie w boju. Obecnie kultura masowa powoli rezygnuje z kultywacji tego mitu. O ile w niezbyt poważnych produkcjach wikingowie humorystycznie są ukazywani z rogami na głowach, w tych bardziej wiernych historii tego elementu już nie znajdziemy. Rogatych hełmów nie ma więc ani w najnowszych serialach o wojownikach z Północy, ani w powieści Bernarda Cornwella. 4. Ich okrucieństwo nie miało granic Również ten mit jest pokłosiem starcia dwóch odmiennych kultur – pogańskiej i katolickiej. Wikingowie byli ludem zaprawionym w bojach i niejednokrotnie wykazywali skłonności do agresji oraz okrucieństwa. Zdarzały się też sytuacje, kiedy torturowali swoje ofiary. Ale czy faktycznie odstawali w tej kwestii od średniej dla swojej epoki? Raczej nie… BY-SA Wbrew powtarzanym powszechnie mitom wikingowie wcale nie byli szczególnie okrutni lub wybitnie chętni do bitki – a przynajmniej nie odstawali pod tym względem od średniej. Trzeba pamiętać, że w tamtym okresie cała Europa była ogarnięta mniejszymi i większymi wojnami, a krew lała się strumieniami praktycznie w każdym jej zakątku. Władcy musieli rozprawiać się ze swoimi przeciwnikami definitywnie, by utrzymać się na stanowisku. Walka na śmierć i życie była więc po prostu sposobem dbania o własne interesy. A wikingowie – ludźmi przystosowanymi do czasów, w których żyli. Jedyną różnicą było niezaznajomienie z pojęciem świętości: dla najeźdźców z Północy klasztor czy kościół był takim samym jak pozostałe budynkiem pełnym łupów, a mnisi – łatwymi przeciwnikami. Poza tym ówczesne podejście do innych kultur było zupełnie inne niż obecnie. Kiedy skandynawscy wojownicy kontaktowali się z mieszkańcami Francji czy Anglii, często zostawali z miejsca zaklasyfikowani jako „głupi barbarzyńcy”. Dlatego ich tożsamość kulturowa pozostała odrębna od europejskiej, co odbiło się czkawką wrogom wikingów w okresach grabieży. Jak pisze Robert Fergusson: Psychopatyczna furia najeźdźców, naznaczona tą samą nieludzką obojętnością wobec ofiar, która cechowała Karola Wielkiego przeciwko Sasom, znalazła upust w infantylnej brutalności transgresywnych zachowań, oferujących satysfakcję z łamania tabu własnych i swoich ofiar. Symeon z Durham odnotował, że napastnicy z premedytacją topili mnichów w morzu; możliwe, że miała to być jakaś okrutna parodia chrztu. 5. Stronili od kąpieli Dziś często ukazuje się wikinga jako brudnego, spoconego i starganego morskim wiatrem olbrzyma, dla którego podstawowe zasady higieny ograniczają się do przypadkowej kąpieli w morzu. Tymczasem prawda była diametralnie inna. Badania archeologiczne ujawniły, że średniowieczni ludzie Północy na porządku dziennym korzystali z grzebieni, pęset i brzytw. Co więcej, bardzo dbali o fryzurę i staranne uczesanie brody. John z Wallingford pisał w XIII wieku o wikingach jako: „łamaczach serc niewieścich”. Z pewnością śmierdzący, rozczochrani mężczyźni nie mieliby aż takiego powodzenia. A to nie wszystko! Słowo „sobota” w języku staroskandynawskim oznacza dosłownie „dzień prania”, co świadczy co najmniej o pewnej dbałości o stroje (a na tle ówczesnej Europy pranie raz w tygodniu było i tak szczytem higieny). Wikingowie musieli więc naprawdę błyszczeć na tle innych kultur, o czym świadczy również moda na ich uczesania, stroje i sztukę, jaka nastała na dworze króla Ethelreda, panującego w Anglii na przełomie IX i X wieku. Jak pisał do króla uczony Alkuin: „Spójrz na te zbytkowne szaty, uczesania, maniery. Widzisz podobieństwo do pogańskich fryzur i bród? Czy ludzie, których chcesz naśladować, to nie ci sami barbarzyńcy, którzy nas gnębią?”. Inspiracja: Inspiracją do napisania tego artykułu stała się powieść Bernarda Cornwella pod tytułem „Ostatnie królestwo”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Otwarte. To pierwszy tom bestsellerowej serii o burzliwych czasach wikińskich najazdów na Anglię w IX wieku. Bibliografia: R. Ferguson, Młot i krzyż. Nowa historia wikingów, Wydawnictwo Dolnośląskie 2009. A. Forte, R. Oram, F. Pedersen, Państwa wikingów. Podboje – władza – kultura, Wydawnictwo Naukowe PWN 2010. E. Roesdahl, Historia Wikingów: narody i cywilizacje, Wydawnictwo Marabut 2001. P. Urbańczyk, Zdobywcy północnego Atlantyku, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego 2004. Zobacz również Średniowiecze Średniowiecze i prawo pierwszej nocy Nie ma chyba drugiego średniowiecznego obyczaju, który zyskałby sobie tak wielką niesławę. O prawie pierwszej nocy, ius primae noctis, słyszał każdy. Ale czy ten barbarzyński... 13 października 2018 | Autorzy: Kamil Janicki 16K views, 147 likes, 15 loves, 16 comments, 33 shares, Facebook Watch Videos from Ciekawostki historyczne: Rusini drżeli przed jego potęgą. Niemcy czuli
„Wikingowie są na fali. Widoczne jest to szczególnie w czasie cieszącego się coraz większą popularnością Festiwalu Wikingów i Słowian na Wolinie, gdzie co roku przyjeżdżają tysiące osób. To sygnał wskazujący na zapotrzebowanie na wikingów” – opowiada PAP dr Leszek Gardeła, archeolog, pracownik Instytutu Archeologii Uniwersytetu Rzeszowskiego oraz Research Fellow w Centrum Średniowiecza i Kultury w Reykholt na Islandii – specjalista zajmujący się epoką wikingów. W kulturze popularnej pokutuje mit wikinga jako bezlitosnego łupieżcy napadającego na przybrzeżne osady. Tymczasem zdaniem dr. Gardeły obraz ten nie jest wcale taki oczywisty. „Przede wszystkim trudno jest jednoznacznie zdefiniować postać typowego wikinga. W świecie anglosaskim – potocznie określa się w ten sposób każdą osobę z obszaru Skandynawii z czasów VIII-XI wieku. Nieco inna definicja panuje na kontynencie. Sprzeczne ze sobą są również analizy lingwistyczne określenia +viking+” – opowiada dr Gardeła. Być może słowo to pochodzi od staronordyckiego słowa vik, oznaczającego zatokę. W takim rozumieniu wiking byłby człowiekiem z zatoki. W drugim znaczeniu, również wypływającym z analiz lingwistycznych, należałoby łączyć określenie „viking” z czynnością, a nie miejscem. Wyruszanie na „viking” to wyruszanie po łup, czyli po prostu piractwo. W takim rozumieniu „viking” to okresowa profesja, pozwalająca na wzbogacenie się. Jak opowiada dr Gardeła, ostatnio zaproponowano jeszcze jedną interpretację, według której źródłosłowem tego określenia też jest czynność, ale polegająca na „zmianie miejsca w czasie wiosłowania”. W tym kontekście wiking to osoba wiosłująca, a nie krwawy rzezimieszek. „Stereotyp krwawego wikinga pojawił się w kulturze masowej zapewne pod wpływem kultury zachodniej. Przecież doskonale znane są z anglosaskiej historiografii opisy ataków Skandynawów na Anglię czy Szkocję. Dodatkowo potwierdzają je wyniki ostatnich wykopalisk – w postaci zmasakrowanych szczątków najeźdźców bądź śladów ich obwarowanych obozowisk z okresu wczesnego średniowiecza” – dodaje archeolog. Polscy naukowcy zaczęli się interesować tematyką wikińską już w okresie zaborów w XIX wieku. Najgłośniejszym echem odbiła się praca Karol Szajnochy, historyka Uniwersytetu Lwowskiego, w której przekonywał, że do powstania państwa polskiego przyczynili się walnie Lechici, rozumiani jako plemię pochodzące ze Skandynawii. „Była to karkołomna teoria oparta o, patrząc z naszej perspektywy, naciągane przesłanki natury lingwistycznej. Autor nie był w stanie wesprzeć swoich dywagacji ani dowodami archeologicznymi, ani źródłami pisanymi” – przekonuje dr Gardeła. Do argumentów przytaczanych przez Szajnochę powrócił ostatnio Zdzisław Skrok w książce „Czy wikingowie stworzyli Polskę?”. Jednak zdaniem dr. Gardeły trudno o jednoznaczne dowody silnej obecności Skandynawów na terenie obecnej Polski. Nie skłaniają go do tego źródła pisane lub archeologiczne, w których czytelny byłby jakiś konflikt czy zdecydowany wpływ z Północy. „Do niedawna Polscy archeolodzy uparcie twierdzili, że mieszkańcy Skandynawii często grzebali swoich zmarłych w grobach komorowych, czyli w zagłębionych w ziemię jamach ze ścianami wykonanymi z drewna – swoistych +podziemnych domach+. Stąd podobne konstrukcje odkryte na terenie naszego kraju traktowano jednoznacznie jako pochówki wikińskie. Dokładna kwerenda materiałów funeralnych z terenów Skandynawii i innych obszarów leżących w obrębie wikińskiej diaspory wskazuje, że nie był to aż tak powszechny i typowy pochówek w tym rejonie” – mówi naukowiec. Już dr Andrzej Janowski ze szczecińskiego oddziału Instytutu Archeologii i Etnologii PAN zwrócił uwagę na to, że nie tylko forma grobu jest istotna, ale również jego wyposażenie – a to jego zdaniem w polskich pochówkach komorowych wcale nie wskazywało na pochodzenie z dalekiej Północy. Przykładowo w grobach dotąd uważanych za skandynawskie w zasadzie brak broni, szczątków zwierzęcych czy biżuterii o takim pochodzeniu. Wzornictwo tej ostatniej wskazuje raczej na wpływy słowiańskie. „Groby komorowe znalezione w Polsce są dość późne i zasadniczo pochodzą XI wieku. Znajdującym się w części z nich trumnom należy raczej przypisać konotacje związane z ekspansją chrześcijaństwa, a nie wikingów” – uważa dr Gardeła. W jaki sposób zatem Skandynawowie chowali swoich zmarłych na ziemiach obecnej Polski? Czy jesteśmy ich w stanie wytropić, jeśli do nas dotarli? Zdaniem dr. Gardeły jest to zadanie bardzo trudne, bo wczesnośredniowieczne społeczności skandynawskie chowały swoich zmarłych w różny sposób, czasem mało dystynktywny – np. do niczego nie wyróżniającego się grobu szkieletowego wkładano jedynie żelazny nożyk. Podobnych grobów we wczesnośredniowiecznej Polsce było mnóstwo i nikt dotąd nie uznał ich za wikińskie. „Tylko kilka pochówków na terenie obecnego Pomorza, moim zdaniem, należy uznać z całą pewnością za należące do przedstawicieli dalekiej Północy, należą do nich odkrycia ze Świelubia oraz Elbląga” – dodaje. Błędem polskiej nauki – zdaniem dr. Gardeły – jest poszukiwanie śladów wikingów w Polsce tylko w grobach elitarnych. Kto wie, ile niepozornych grobów przybyszów uszło uwadze prowadzących wykopaliska. W kontekście wpływów skandynawskich rozpatrywana jest ostatnio także osada w Wolinie. Zdaniem archeologa było to miejsce, które najprościej opisać jako strefę wolnocłową na obecnych portach lotniczych. Mieszały się tam wpływy różnych, pochodzących z odległych rejonów kupców. „W Wolinie wiele znalezionych zabytków nawiązuje do stylu wikińskiego. Moim zdaniem faktycznie można uznać, że istniała tam jakaś grupa przyjezdnych rzemieślników i kupców z Północy” – uważa badacz. W X–XI wieku społeczności z różnych regionów ówczesnego świata posiadały szereg sposobów na manifestowanie swojej tożsamości i odmienności. Mógł to być specyficzny ubiór, ale także język, zwyczaje czy wierzenia. Osady handlowe, takie jak Wolin, stanowiły tygiel kulturowy, ale tam dominującą grupą byli jednak Słowianie. Skandynawowie z pewnością pojawiali się na polskich ziemiach, ale ich największa aktywność skupiała się na obszarach Pomorza. Byli to przede wszystkim kupcy, handlarze. „Ostrożna ocena wszystkich przesłanek wskazuje, że Skandynawowie nie mieli większego wpływu na ukształtowanie się polskiej państwowości. W materiale archeologicznym brak śladów konfliktu z obcą siłą – z najeźdźcą. Trudno również wytropić pochówki przybyszów – wiele z tych kiedyś uznanych za takowe, zostało źle zinterpretowanych – badający je archeolodzy tylko pobieżnie przyglądali się materiałom skandynawskim i w wielu przypadkach dokonywali błędnych porównań ” – kończy dr Gardeła. . Źródło: Komentarze
Wikingowie w Polsce po raz drugi zjawili się w 2. połowie X stulecia. Stolicą duńskich kupców i wojowników był wówczas gród na Wolinie. Literackim odpryskiem tamtych wydarzeń jest Jómswikingasaga spisana na Islandii w XIII w. Utwór traktuje o bractwie wojowników, którzy zamieszkiwali warowny Jómsborg.
Na temat Wikingów narosło przez wieki wiele legend i mitów, które nie mają wiele wspólnego z rzeczywistą historią tego ludu. Już w moich wcześniejszych artykułach wskazałem na fałszywość naszych wyobrażeń o historii Wikingów i podałem dowody na ich słowiańskie pochodzenie. Ten temat zszedł trochę z głównego celu moich zainteresowań, ponieważ pojawiła się ważniejsza tematyka, której postanowiłem poświecić mój czas. Jednak ostatnio trafiłem na doniesienie o wynikach bardzo obszernych badan genetycznych szczątków Wikingów w Europie, które to skłoniło mnie do ponownego zajęcia się historią skandynawskich Słowian, szczególnie że powiązania z moimi artykułami o historii rodu Piastów i istnieniem legendarnego Imperium Wielogorii są w tym przypadku więcej niż fascynujące. Autorem tego artykułu opublikowanego w „Nature“ jest Eske Willerslev. Jego nazwisko jest o tyle symptomatyczne, bo słowo „Slev“ jest bardzo powszechne w nazwach miejscowości w Danii i oznacza po prostu „słowiański“. Mimo tych swoich słowiańskich korzeni ten Duńczyk z uporem godnym lepszej sprawy jeszcze raz próbuje nam wmówić, powtarzane już od wieków, kłamstwa o Wikingach i odżegnuje się od swojej słowiańskiej przeszłości, która w tym przypadku jest więcej niż oczywista. W dalszej części tego artykułu wrócimy jeszcze do tego wątku, ale na początek warto zając się wynikami tej analizy. W badaniach tych stwierdzono, że groby zidentyfikowane jako należące do Wikingów zawierają szczątki ludzi, które genetycznie są bardzo różnorodne i w rzeczywistości w niczym nie odpowiadające stereotypowi wyglądu tych morskich piratów. Wykazano, że pochodzenie tych ludzi jest w znacznej części genetycznie identyczne z ludnością obecnej Europy Środkowej, czyli nas Słowian, a także Bałkanów i terenów południowobałtyckich. Autorzy próbują zrelatywizować znaczenie tych badań, wskazując na pokrewieństwo z ludem obecnych Saamow z północnej Skandynawii. Jeśli się jednak o tym wie, że ten lud posiada najwyższy udział haplogrupy R1a wśród wszystkich niesłowiańskich ludów w Skandynawii, to łatwo rozpoznamy w tym tylko nieudolną próbę wyprowadzenia nas na manowce. Po prostu badaczom skandynawskim ogromnie trudno przyznać się do tego, że ich przodkowie byli Słowianami i cała ich wczesna historia była kształtowana przez naszych słowiańskich praojców. Nie mieści im się to po prostu w głowie, że pierwotna ludność, która zasiedliła Skandynawię, miała haplogrupę R1a i że inwazja ludności z rejonu Bałkanów o haplogrupie I doprowadziła do stopienia się tych dwóch elementów ludnościowych i powstania etosu który nazywamy obecnie, fałszywie, indoeuropejskim, a który jest po prostu etosem słowiańskim. Tak więc to lansowanie powiązań z Saamami miało tylko za zadanie odwrócić naszą uwagę od jednoznacznych słowiańskich śladów. Nie może jednak być już wątpliwości co do tego, że tak zwani germańscy Wikingowie to tylko propagandowy wymysł na potrzeby zafałszowania słowiańskiego wkładu w procesie kształtowania cywilizacji europejskiej. Tak zwana Europa Zachodnia we wczesnym średniowieczu była tworem na wskroś słowiańskim i w wielu etapach jej historii zależnym od słowiańskich państw i kierowanym przez rządzące nią słowiańskie elity. Tak jak już to wspomniałem, nie bez przyczyny nazwa Dania wywodzi się o naszego określenia „Danina“. To państwo już na długo przed czasami Mieszka I należało do strefy politycznych wpływów dynastii DAGO, wywodzącej się od Dagoberta II (Dagowora II), która to obsadziła swoimi przedstawicielami wszystkie ważniejsze trony królewskie wśród Słowian, oraz na podbitych przez nich terenach, tak jak np. na Wyspach Brytyjskich. Proces chrystianizacji Skandynawii nie był wynikiem przejęcia tej religii z Zachodu, ale wprowadzili ja na ten teren Słowianie. Początkowo w formie kościoła słowiańskiego, jako bezpośredniego następcy religii ariańskiej wśród Słowian, a następnie kościoła prawosławnego. Ten wpływ rozszerzył się jeszcze bardziej w trakcie rządów Cesarza Bolesława Chrobrego, którego misjonarze doprowadzili do utworzenia gdzieś około roku 1015 pierwszego biskupstwa religii katolickiej w Szwecji, wypierając, tak na marginesie, działających tam już od stuleci misjonarzy kościoła słowiańskiego. Podporządkowanie kościoła skandynawskiego Piastom miało również olbrzymie polityczne znaczenie, bo przypieczętowało rolę Bolesława Chrobrego i rodu Piastów, jako zwierzchnika wszystkich skandynawskich władców, umacniając jego pozycję w zmaganiach o tytuł cesarza. Ten fakt jest skrzętnie ukrywany na zachodzie i jeśli gdzieś pojawi się wzmianka o chrystianizacji Szwecji przez Polaków, to nie trwa to długo i odpowiednie pasaże znikają z tych tekstów błyskawicznie, jak za dotknięciem czarodziejskie różdżki i zastępowane są bajdurzeniem o prymacie Hamburga i misjonarzy Angolo-saskich. Kto jednak zainteresuje się choć pobieżnie tym tematem, to nie może po prostu nie zauważyć tego, jak wielkie słowiańskie ślady zostawiła nasza kultura wśród Skandynawów. Nawet sami Niemcy przyznają (niechętnie), że chrześcijaństwo na terenie obecnej Szwecji zostało wprowadzone przez Polan i jednocześnie aby osłabić historyczne znaczenie tego faktu natychmiast sugerują to, że nie chodzi tu o Polan piastowskich, ale o ich pobratyńców z terenów obecnej Ukrainy. Jest to tym bardziej zakłamane, bo sam Bolesław Chrobry określa się jako władca Gotów, czyli Polaków, mając tu na myśli Słowian zamieszkujących w tym czasie nie tylko Polskę ale i znaczne części Skandynawii. Te związki były tak silne, że nawet po tym jak piastowscy władzy utracili wpływy w skandynawskich państwach, to ich następcy, już bez wyraźnej słowiańskiej samoidentyfikacji, dalej twierdzili, że są władcami Gotów i Wandali, podkreślając nieświadomie słowiańskie dziedzictwo tych narodów. Oczywiście mamy tu i inne poszlaki na prawidłowość naszego rozumowania. Weźmy chociażby określenie na „kościół“ w językach skandynawskich. Po islandzku to „Kirkja“, po norwesku to „Kyrkje“, po duńsku „Kirke“ i po szwedzku „Kyrka“. Niewątpliwie forma islandzka i norweska są najbardziej zbliżone do pierwotnego brzmienia tego określenia, chociażby ze względu na długowiekową izolacje tych terenów Europy. Zwróćmy teraz uwagę na to, jak często dochodziło do podmiany znaczenia liter w trakcie przepisywania średniowiecznych tekstów i tego że znaczenie niektórych znaków literowych rożni się znacznie w występujących w Europie alfabetach. Tak jest i w tym przypadku. Tak wiec pierwotnie nazwę „kościół“ wymawiano również w Polsce jako „kyrkja“. Jednak wraz z rozpowszechnieniem katolicyzmu i rozpowszechnienia się alfabetów słowiańskich, łaciński znak na literę „K“ zaczął być czytany jako nasze „C“ i nazwa kościoła w krajach słowiańskich to rożnego typu modyfikacje słowa „Cyrkja“ jak np. w polskim „Cerkwia“. Nie trzeba być specjalnie spostrzegawczy aby zauważyć to, ze słowo KYRKA wywodzi się jednoznacznie od określenia „KRAK“ Tak jak to już przedstawiłem we wcześniejszych artykułach, musimy przyjąć, że władcy słowiańscy byli nie tylko przywódcami wojskowymi, najwyższymi sędziami i przywódcami politycznymi, ale pełnili też ważną rolę religijną i ich pozycja społeczna odpowiadała tej jaką mieli Cesarze Bizantyjscy. Nazwa władcy – „KRAK“, stała się z czasem synonimem reprezentatywnej budowli lub osady, tak jak np. w określeniu Kraków. W innych przypadkach posłużyła jako rdzeń określeń na przybytek religijny chrześcijan. Krzyżowcy którzy zetknęli się na Bliskim Wschodzie ze słowiańskimi arianami i ich kościołem słowiańskim przejęli wiele z ich dorobku i nazwali swoją największą reprezentacyjną twierdzę określeniem „Krak des Chevaliera“. Inną ciekawostką jest np. to, że również określenie władców Rosji ma to samo źródło. Kiedy Imperium „Wielogorii“, które znamy obecnie pod bardziej rozpowszechnioną nazwą,„Wielkiej Lechii“, opanowało również tereny Białorusi, Ukrainy i zachodniej Rosji, to również i na tych terenach powstały lokalne ośrodki władzy. Ci lokalni władcy spełniali też funkcję głowy kościoła chrześcijańskiego. Na Białorusi do dzisiaj kościół określa się mianem „CARKVA“ w oryginale „царква“. Widzimy tu wyraźnie, że określenie „CAR“ i „KRAK“ musimy potraktować jako synonimy. Innym aspektem są niezaprzeczalne dowody na istnienie bardzo wczesnych budowli kościelnych w Skandynawii. Te najwcześniejsze budowle nie zachowały się do dzisiaj, bo pierwsze budowle chrześcijańskie były budynkami wykonanymi tylko i wyłącznie z drewna, tak zresztą jak i łodzie morskie Słowian. Słowiańskie tradycje zabraniały budowania świętych przybytków z innego materiału jak czyste drewno. Ta tradycja spowodowała niestety to, że zarówno u Etrusków jak i wśród innych Słowian tak niewiele wiemy o ich budownictwie sakralnym. W Skandynawii, całe szczęście, zachowało się parę tych zabytków i na ich podstawie można sobie wyobrazić jak wyglądały kościoły wśród skandynawskich Słowian. Wprawdzie najwcześniejsze egzemplarze słowiańskich sakralnych budowli zostały zniszczone po podporządkowaniu się Skandynawii Niemcom, ale na przykładzie najstarszego kościoła norweskiego widzimy, że pierwotne kościoły w obrzędzie słowiańskim nie zostały zniszczone całkowicie i niektóre elementy tego kościoła zachowały się po jego przebudowie przez niemieckich misjonarzy w stanie pierwotnym. Zauważmy też, jak niesamowicie podoba jest ta budowla do podobnych budowli w Polsce Te drewniane kościoły otrzymały też swoja charakterystyczną nazwę. Nazywa się je określeniem Stavkyrka. Zwróćmy uwagę na to, że jest to kolejny przykład, typowego dla Skandynawów, zamazywania słowiańskich śladów własnej historii. I tu powróćmy do autora omawianego wyżej artykułu. Również i w określeniu na drewniany kościół pojawia się określenie „SLAV“, z tym że aby nie było to tak oczywiste, to już w średniowieczu zastąpiono tu literę „L“ przez literę „T“. Można to było dokonać prawie że w sposób niezauważalny, ponieważ pozycja liter w tekstach pisanych była w tych czasach niezdefiniowana i każdy pisał tak jak mu się to podobało. Dlatego spotykamy bardzo często teksty, najczęściej na zachowanych monetach, w których pojedyncze litery obrócone są o 180°. Jeśli to zrobimy z literą „L“, to przy odrobinie wyobraźni można się w tym dopatrzyć litery T i oto też chodziło katolickim mnichom pochodzącym z Niemiec, którzy w środkowym i późnym średniowieczu objęli kontrolę wśród katolickiej hierarchii kościołów skandynawskich, bo już bez narażania się o zarzut bezczelnego oszustwa mogli twierdzić, że nazwa kościół to nie „SLAV KYRKA“, a wiec Słowiański Kościół, ale „STAVKYRKA“. Dla samych Niemców to oszustwo było jeszcze niewystarczające i literę „W“, którą Skandynawowie w tamtych czasach zapisywali tak jak w cyrylicy znakiem „B“, przejęli w dosłownej formie do swego języka i powstało z tego określenie „STABKIRCHE“. W typowy dla Niemców bezczelny sposób uzasadniono następnie to przeinaczenie tak, że pierwsze słowo „STAB“ odnosi się do określenia belka i że miało to jakoby odpowiadać zasadom konstrukcji tego typu budynków. Oczywiście wszystko to jest zwykłym fałszowaniem historii i nazwa kościół w językach skandynawskich odnosi się bezpośrednio do nazwy ludności, która tę religię w tych krajach praktykowała, czyli do nas Słowian i dlatego budowla kościelna otrzymała u nich miano „Słowiańskiego Kościoła“ – „SLAV KYRKE”. Wracając do Danii to i w jej wczesnej historii znajdziemy przebogate źródło zagadkowych informacji. Zawieszki damskie i męskie inspirowane Wikingami. Wikingowie przypominali trochę bogów, w których wierzyli – byli hardzi, nieustępliwi, dumni i… obwieszeni ciężkimi błyskotkami, zdobionymi zwykle symbolami związanymi z mistycznym światem lub ochronnymi runami. Biżuteria miała ich bogów czcić lub odwrotnie – w razie czego
{"type":"film","id":659055,"links":[{"id":"filmWhereToWatchTv","href":"/serial/Wikingowie-2013-659055/tv","text":"W TV"}]} powrót do forum serialu Wikingowie 2013-04-16 16:33:53 ocenił(a) ten serial na: 10 dlaczego w serialu nie mówią po polsku? Letham powiedz, ze chcesz tylko "potrolowac" a nie jestes az tak tępy. Letham odwrotnie ;) W okresie międzywojennym w historiografii niemieckiej pojawiła się hipoteza, jakoby Mieszko I nosił imię Dagone wywodzące się od skandynawskiego Dagr. Tym samym miał on być wikingiem, który przejął władze w państwie Polan. Hipoteza ta nawiązuje do faktu utworzenia kilku państw we wczesnośredniowiecznej Europie, w tym Rusi Kijowskiej, przez Normanów (Waregów)[2], jak też teorii normandzkiej Karola Szajnochy z 1858 roku[3]. Nie miała ona jednak wystarczających podstaw i rychło upadła śmiercią naturalną razem z ustrojem, który ją wyhodował[4]. Do tezy tej powrócił archeolog Zdzisław Skrok[5]. SnapeForever Jak sam zauważyłeś to nawet nie teza ,więc nie ma co się roztkliwiać ,tym bardziej ,że z tego co pamiętam to hipoteza z linii nazistowskiej. Mieszko miał ze Skandynawami tyle wspólnego ,że był dziadkiem królów chyba wszystkich ówczesnych krajów skandynawskich (poprzez córki). Jest możliwość sprawdzenia pochodzenia każdego króla (nawet nie musimy znaleźć grobu Mieszka ,wystarczą jego potomkowie) ,ale się tego nie robi. To tabu w świecie nauk historycznych i archeologicznych ,ale wynika z kwestii politycznych. Niemcy jak zawsze propaganda i dojczland ponad wszystko więc ogłosili szumnie ,że jako pierwsi zaczną badać geny szczątków kopalnych i natychmiast się wycofali kiedy wszystkie zbadane okazywały się być Sławianami. SnapeForever Ładnie to tak kopiować z Wikipedii? :>A gdzie książki? Takie, które opierają się na sprawdzonych źródłach? Hmm? defy_you Nie jestem historykiem, a fragment podany powyżej to hipoteza SnapeForever Jestem historykiem z bardzo radykalnym podejściem. Hipotezy są domeną zachodnich naukowców którzy zamiast nauką zajmują się pisaniem książek opartych na esejach (uogólniam, wiadomo -nie wszyscy). Może na tematyce północy się nie znam, ale jeśli już podajemy jakieś informacje, to niech źródłem nie będzie Wikipedia, bo w niej każdy może napisać co tylko chce. Internet to śmietnisko. :) defy_you Panie historyku: Nie może, gdyż są tam WERYFIKATORZY, którzy sprawdzają poprawki. Poza tym na większej części wiki jest bibliografia, przypisy itd. Można sięgnąć dalej tylko trzeba chcieć, a nie bezmyślnie samemu coś poprawić na wiki ;) pixi222 Pani historyk, jeśli już. Jeśli na prawdę dla ciebie Wikipedia jest źródłem nieomylnej wiedzy, to gratuluję. Polecam kiedyś przeczytać jakąś książkę. Osobiście niespecjalnie mam czas, żeby uzupełniać internetową encyklopedię dla gimnazjalistów, bo zajmuję się pisaniem artykułów ze swojej dziedziny. Krytyka jest w takich sytuacjach niezbędna, gdyż przez szafowanie hipotezami (często niedorzecznymi) powstają potem różne kwiatki w które ludzie wierzą, a które nie są prawdą... A potem Husaria tonie pod Żółtymi Wodami w błocie na lekcjach historii... defy_you "nieomylnej wiedzy" hahaha Myślałam, że nigdzie nie ma nieomylnej wiedzy :P Dzięki za uświadomienie ;PNawzajem - polecam coś archeologicznego np. "Ruś wikingów" :)PSMoja koleżanka z roku miała za zadanie na zaliczenie zajęć poprawić konkretny wpis na wiki z archeologii Grecji. Wykładowca uniwersytecki jej kazał ku lepszej jakości tej encyklopedii :) pixi222 U nas uczą, że należy korzystać z książek... Wiesz... Takie coś z okładką, kartkami i literami. Najlepiej, żeby książki te były na jakimś, minimalnym chociaż poziomie... ^^ Ale ok. Jeśli na zaliczenie przedmiotu na studiach ktoś pisze posta na Wiki to widać w jakim kierunku idzie edukacja w naszym kraju. defy_you Kochana, przeczytaj dokładnie mój post. Co Ci poleciłam, czyżby to nie była książka ? Napisałam, że to było JEDYNE wymaganie ? Nie. Poza tym mieli prace pisemne w czasie roku. Wiesz, że żeby poprawić rzetelnie musiała zajrzeć do książek ? :Pksiążki na minimalnym poziomie to nadają się do podcierania tyłka :P Mają być rzetelne i dobre. Letham A tego jest pełno. Ja kiedyś, gdzieś wyczytałem, że Wikingowie bali się Słowian z nad naszego morza. bluearmy A co w tym dziwnego ? Szwecja, Dania leży nad "naszym" morzem ;) bluearmy Co w tym dziwnego ,że ktoś mógł się bać Sławian? Arabscy historycy pisali ,że gdyby nie podzielenie na drobne grupy i skłócenie się Sławian to podbiliby cały świat (a tak podbili tylko pół Europy i Azji). A co do Skandynawów ,to dość powiedzieć ,że nasi piraci Chąśnicy wybili 1/3 całego narodu Duńskiego ,a gdy zaczęli się dogadywać ,żeby ukrócić proceder piracki Pomorzan i Ranów (głównie) bo w X wieku sparaliżowaliśmy całkowicie handel na Bałtyku ,to oburzeni ich bezczelnością nagle się zebraliśmy do kupy i urządziliśmy największą wyprawę piracką w historii świata. Najśmieszniejsze ,że szkody były po nas takie ,że potem Norwescy historycy zawyżali wielokrotnie ilość najeźdźców. spaliliśmy najważniejszy Norweski gród który był uważany za nie do ilu niewolników nazwoziliśmy? Może dodam jeszcze ,że również Islandię odkrył pierwszy Sławianin ,który dopłynął tam ze swoimi niewolnikami ,ale został wypędzony przez Norwegów. Ottiss14 Ottiss14 zainteresowałeś mnie tym tematem. Możesz polecić książki ? wesoly_statek Poczytaj na początek tego bloga: tego: tym drugim jest kilka tys. wpisów ,więc użyj wyszukiwarki i poszukaj słów kluczowych np. Sławianie ,Słowianie ,Islandia etc. Ottiss14 Zaprawdę cholernie niepodważalne źródła historyczne... A może masz jakieś drukowane i bardziej poważne źródła niż blogi, gdzie już tytuł pierwszego wpisu mówi wszystko: "Sławianie są źródłem Białej Rasy". proud_pl Chyba potrafisz z tekstu wypisać sobie nazwiska historyków ,czy tytuły konkretnych dzieł historycznych ,lub źródeł. Po pierwsze Sławianie są źródłem Białej rasy nie jest pierwszym wpisem tylko jednym z ostatnich ,po drugie o czym to mówi? Jesteś z tych co trzęsą portkami na samo brzmienie słowa "rasa" ,a zwieracze im puszczają gdy przed "rasa" jest słowo "Biała"? A może zanim przeczytałeś tekst już stwierdziłeś ,że to niemożliwe?Gdybyś zainteresował się tematem to dowiedziałbyś się ,że Sławianie ,a szczególnie Polacy i Łużyczanie ,mają największy procent genów typowo Sławiańskich które są również pierwotnymi genami wszystkich Białych ludzi ,a wraz z plemieniem Ariów które zamieszkiwało tereny dzisiejszej północno wschodniej Polski i Litwy i podbiło Indie przeszły znalazły się one w większym stężeniu wśród kasty rządzącej tego kraju. Mało tego ,niektóre słowa z wedyjskiego są do dziś identyczne ze starosławiańskim ,np. liczba 2 wymawiana jest "dwa" ,jak i samo słowo "weda" to pierwotna wersja słowa "wiedza" w Polskim języku. proud_pl Dodam ,że sam próbowałem wypisywać fragmenty z Helmoholda w których pisał o Sławianach ,ale za dużo było z tym zabawy więc uznałem ,że taka forma jest lepsza ,podać garść informacji i każdy źródło sam sobie przeczyta (bo źródła są podane). Ottiss14 "Okazało się bowiem,że Polacy zamieszkują swoją ziemię od zawsze, od 10 tyś. lat." bogowie!! zeby tylko ci "genetycy" nigdy w zyciu nie spotkali historyka lub archeologa :) guytzoo Daj spokój :-) ...miałem okazję w swym stosunkowo długim, życiu zapoznać się z koncepcjami na temat pochodzenia Słowian, kolebki Słowian, genotypu Słowian itp różnych fascynujących wątków..... guytzoo Otóż to ,genetycy odpowiadają ze stu procentową pewnością ,archeologowie i historycy muszą teraz z tymi suchymi faktami coś zrobić. To ,że ciągłość genowa jest na naszych ziemiach od 10 tys lat to po prostu fakt ,ale co on oznacza? Po prostu pochodzimy od tych którzy żyli tu wcześniej ,czyli Wenetów ,Łużyczan ,Sarmatów ,Scytów ,Alanów i wielu innych ,którzy w większości mieli wspólne geny. Co w tym dziwnego?Powiem ,więcej ,niemcy którzy niedawno uważali siebie za rasę panów są skrajnie wymieszani rasowo ,a tylko 6% mężczyzn posiada jakiekolwiek geny starożytnych Germanów. Niemiec ze wschodu ma więcej wspólnego genetycznie z Polakiem ,a z zachodu z Francuzem ,niż oni obaj ze sobą nawzajem. Taka jest nauka ,ale to niewiele zmienia nasze dzisiejsze życie. Historycy mają swoje koncepcje ,archeologowie też ,można się z nimi zgadzać lub nie ,ale akurat genetycy dają jednoznacznie odpowiedzi ,fakty więc tylko idiota może się z nich wyśmiewać. Może poczytaj więcej na ten temat jeśli masz wątpliwości. Ottiss14 Calkowitym bledem jest odnoszenie terminow Niemiec czy Polak do mieszkańcow tych ziem sprzed 2 tysiecy lat, a co dopiero sprzed 10tys! Zgodnie z Twoja rada poczytalem wiecej o najnowszych odkryciach genetyki... Sami genetycy nie sa zgodni co do wnioskow z posiadanych danych:) Badania te, jesli nawet uznac ich metodologie za sluszna (bardzo szybko sie zmienia) nie musza, a nawet nie powinny prowadzic do wnioskow przedstawionych w zaprezentowanych przez Ciebie blogach. Ciągłość genetyczna w zaden sposob nie implikuje ciaglosci kulturowej czy jezykowej. Słowianie to grupa językowa, a nie wspolnota biologiczna. Badania haplogrupy R1a dowdza, ze nasi przodkowie zyli na tym terytorium od dawna.. jednak w naszym genomie sa tez slady naszych przodkow z Afryki i Azji. Nie mozna oppierac sie jedynie na wciaz niedoskonalych badaniach genetycznych calkowicie odrzucajac ustalenia archeologow i historykow. calkiem ciekawa odpowiedz na ustalenia genetyki jest w komentarzu do informacji PAP: drogą dość ciekawe zagadnienie i postaram sie sledzic co nowego w temacie sie pojawi. Na razie te badania sa tak mlode, ze nie doczekaly sie jeszcze koniecznej w nauce konstruktywnej kryrtyki i prowadza do wielu nieusprawiedliwionych spekulacjiPS. czytajac dyskusje na zagranicznych (bez polskich uczestnikow) forach dotyczacych rewelacji o haplogrupie R1a pierwsze co sie rzuca w oczy to fakt, ze genetycy NIE odpowiadaja "ze stuprocentowa pewnoscia" :D guytzoo Wszystko co napisałaś się zgadza ,więc w czym problem? Po prostu nasza pula genowa występuje na tych terenach od dekady mileniów i to wszystko. Nie mamy tej samej kultury (na szczęście) co nasi genetyczni przodkowie sprzed dziesieciu tys. lat ,choć jeśli chodzi o język to już nie jest to takie oczywiste o czym świadczą chociażby "polskie" słowa w wedyjskim. Język pra-indoeuropejski jest rekonstruowany dzięki podobieństwom w zupełnie obcych sobie językach i tak np. pewna kwestia wypowiedziana przez Inżyniera w wyciętych scenach Prometeusza (Scotta) brzmii niemal jak język islandzki ,a inna już w ,nigdy nie twierdziłem ,ze istnieje jakakolwiek ciągłość między nami ,a naszymi genetycznymi przodkami inna niż stricte genetyczna. A to o śladach przodków z afryki ,czy azji jest zupełnie oczywiste i nic nie wnosi do tematu ,bo nie wiem ,czy jest naród na świecie ,który by miał czystość genetyczną od początków wystąpienia swojej mutacji powyżej 70% skoro najczystsi w Europie Łużyczanie mają kilka procent ponad 60% Sławiańskiej "krwii". "Na razie te badania sa tak mlode, ze nie doczekaly sie jeszcze koniecznej w nauce konstruktywnej kryrtyki i prowadza do wielu nieusprawiedliwionych spekulacji" - te badania mają już kilka lat i raczej nic się nie zmieni bo nikt nie chce poza Polską ich nagłaśniać (chodzi mi o szerszy odbiór bo oficjalnie są uznawane w świecie nauki) bo to bardzo ważny argument przeciwko propagandzie niemieckiej i to jest podstawowa wartość tych wyników. Poza tym ,jak ja to mówię "jak zaczyna się dyskutować z faktami to zaczyna się faszyzm". Tak samo ze Sławiańskimi runami ,wszystko wskazuje na ich prawdziwość ,nie ma żadnych dowodów też na fałszerstwo ,nawet przesłanek ,więc się je po prostu ignoruje bo nie pasują do linii oficjalnej na której tylu profesorów zrobiło kariery. Niewygodne fakty się pomija to też element polityki i już dawno straciłem złudzenia ,że polityka z nauką nie przenikają się. Pisałem wcześniej ,gdzieś ,że niemcy chcieli z badania szczątkó kopalnych zrobić tubę propagandową ,złamać tabu które istnieje w świecie nauki by nie bruździć w polityce i natychmiast przestali kiedy się okazało ,że wszystkie zbadane szczątki należą do Sławian. Powtarzam ,te wyniki są prawdziwe i nie mają żadnego znaczenia dla nas poza tym ,że zamykają usta allochtonistom ,oraz niemieckiej propagandzie. Czy tak postawione jest to wystarczająco pozbawione dumy i niepatriotyczne byś mogła zaakceptować ten naukowy fakt? guytzoo A jeśli chodzi o zagraniczne fora to szkoda nawet komentować. guytzoo A jednak jest coś w wyglądzie słowian (polaków , ukraińców , serbów, bośniaków itp itd) co sprawia że od razu widać że to słowianie. widac podobieństwo między dziewczyna na ulicach Moskwy , Warszawy i Belgradu. Moim zdaniem jednak słowianie mają biologicznie wspolne cechy. Lunasol Podaj cechy fizyczne typowych Słowian? Zarówno męskie jak i żeńskie. proud_pl Najlepiej jak byś poszukał sobie klasyfikacji rasowych ,trochę ciężko znaleźć ,ale się da i tam znajdziesz dokładne opisy. Tu masz przykłady facetów o Sławiańskiej urodzie: co wiem na pewno to szerokie i dosyć wąskie oczy ,oraz szerokie usta i dosyć duży ,prosty niezadarty teraz podaj cechy typowego niemca. Niebieskie oczy i blond włosy? hahaha proud_pl Dodam na marginesie ,że Germanie powstali z wymieszanych Sławian ,Skandynawów i Celtów. Wprawdzie te plemiona Sławiańskie wtedy tak nie były określane ,ale genetycznie nimi były i Sławianami oficjalnie stały się w przyszłości. Z resztą to samo tyczy się Skandynawów. guytzoo Niech spotkają to może im rozum powróci ;) wesoly_statek Mechło Wrzesław : " Pogańskie Tajemnice Pomorza "Mechło Wrzesław : " Chąśnicy - Słowiańscy wikingowie" : " Słowianie Połabscy "L. Matela : " tajemnice Słowian" - o kulturze duchowej słowian Andrzej Szyjewski : " Religia Słowian " - bardzo interesująca pozycja choć dotyczy bardziej Słowian wschodnichPolecam także poczytać źródła tekstowe , jak Kronikę Słowian Helmoda czy Czyny Duńczyków Saxo Grammaticusa , mnóstwo interesujących informacji o Słowianach północno-zachodnich. Warto samemu wyrobić sobie zdanie bazując na tekstach 14 poruszył bardzo interesujący temat dotyczący haplogrupy R1a1 , jednakże nie posiadając wykształcenia medycznego uważam że ryzykownie było by gdybym wypowiadał się na ten temat . Pozdrawiam wszystkich Słowianofilów! lesnyduch W tekstach na tym blogu znajdują się odniesienia do chyba wszystkich tych pozycji ,ale dzięki za wyręczenie mnie. Dodam od siebie absolutną podstawię jeśli chodzi o religię Sławian: Aleksander Gieysztor "Mitologia Słowian". Na bazie tej książki powstały pierwsze polskie grupy Rodzimowiercze. Ottiss14 Polecam interesująca , XIX wieczna pozycję ,wznowioną w 2010 roku :Wojciech Cybulski : " O Runach Słowiańskich " , interesująca pozycja , szkoda że temat ten jest zupełnie ignorowanyprzez współczesnych historyków, zakładających że o żadnym piśmie u naszych przodków przed przyjęciem chrztu mowy być nie może. Oficjalna nauka odmawia naszym przodkom praktycznie wszystkiego , mnożą się pytania i niedomówienia . Czytałem ostatnio wywody jednego historyka na temat " Światowida ze Zbrucza" ,autor ten dowodzi iż nie jest to Słowiańska Rzeźba kultowa tylko Celtycka . Mam wrażenie że część współczesnych naukowców woli formułować kontrowersyjne hipotezy , jak ta o skandynawskim pochodzeniu Mieszka promowana przez Zdzisława Skroka, po to chyba tylko by książki lepiej się sprzedawały , taki chwyt marketingowy. Ciekawe co dalej.... lesnyduch Ano jest to dla mnie delikatnie mówiąc niezrozumiałe ,bo po kim jak po kim ,ale po rodzimych archeologach i historykach spodziewać się powinno podejścia raczej pro niż anty ,tym bardziej ,że przekręcanie ,manipulowanie ,fałszowanie faktów historycznych to element polityki obcych krajów ,szczególnie w naszym przypadku niemiec. To prawda ,że Sławianom odmawia się dosłownie wszystkiego ,a nawet dochodzi do prób zmieniania etniczności całych grup i plemion ,np. z Ranów próbują robić Germanów i nazywają ich Rugiami ,chociaz Ranowie Rugiów po prostu wybili i zasiedlili ich tereny ,ale takich przykładów jest więcej. A ciężko to skojarzyć z czymkolwiek innym niż filozofią Hitlera ,który robił niemców z Kaszubów ,Mazowszan ,Ślązaków ,a nawet o czym się dowiedziałem stosunkowo niedawno z górali. Sławianie mają być prymitywami ,tchórzami ,nie znającymi pisma rolasami którymi rządzili zawsze obcy. O Runach Sławiańskich chętnie przeczytam tym bardziej ,że boli mnie jak ignorowany jest fakt ich istnienia. Nikt nie udowodnił fałszerstwa ,wręcz wszystko wskazuje na ich prawdziwość ,a jednak jest to olewane. Ale nie tylko nas to dotyczy. W jakimś wywiadzie z Vargiem Vikernesem mówił on o tym jak za młody przeczytał w gazecie o wykopaniu w Szwecji jakiegoś rodzaju kalendarza ,ale nigdy później nie znalazł na ten temat ,ani słowa i prawdopodobnie został on zniszczony. I tutaj jeszcze taki fragment:" Wiele lat później (po wyjściu z więzienia oczywiście) odwiedziłem kilka wykopalisk archeologicznych we Francji i rozmawiając z pilotem oprowadzającym dowiedziałem się ,iż osoba która dokonała odkrycia oskarżyła archeologów o zniszczenie dowodów ,gdyż znaleźli coś co im się nie spodobało. Miał przez to na myśli coś co nie pokrywało się z ich hipotezami. Przeprowadziłem więcej badań i okazało się ,iż jest to dosyć powszechne zjawisko. Archeologowie ,często systematycznie niszczą dowody które znajdują ponieważ nie potrafią ich wyjaśnić lub są one w sprzeczności z ich hipotezami. Ignorują oni również owe dowody,jeśli wykopalisko zostało już zabezpieczone ,a nie pasuje do ich koncepcji [tak jest z runami sławiańskimi. "Naukowcy" robią tytuły pisząc prace "naukowe" ,a potem mieliby sami siebie ośmieszać i podważać swoje tytuły? Możesz na ten temat dowiedzieć się więcej z to nie przywara jedynie archeologów ,a wszystkich istot ludzkich. Jak powiedziałem już wcześniej , dzisiejszy człowiek jest wykolejeńcem ,hybrydą ,udomowionym podczłowiekiem. Niewiele zostało w nim honoru." Ottiss14 W całych praktycznie wschodnich i północnych Niemczech , miedzy Odrą a Łaba występują setki wykopalisk archeologicznych dotyczących Słowian , o stanowiskach archeologicznych germańskich plemion w tych landachnie słyszałem. Polecam odwiedzić zrekonstruowany gród słowiański Gross Raden niedaleko miasta Schwerin, dawny Zwierzyn , Skwierzyn , byliśmy tam z żoną i z dzieciakami w środku lata , byliśmy jedynymi turystami , pustka! A zaręczam że w Polsce nie ma tak dobrze zrekonstruowanego grodu Słowian , link: na Rugii , oprócz pięknych kredowych klifów , warto wstąpić na Kap Arkona , chyba nie musze komentować swoich wrażeń. W mieście Wolgast (dawna Wołogoszcz ) znajduje się wmurowany w fundament kościoła kamień Jarowita , także wewnątrz świątyni , na ścianie widnieje postać Jarowita trzymającego włócznie, to autentyczny sakralny zabytek naszych przodków. W kościele w Bergen na Arkonie znajdziemy analogiczny kamień Świętowita , w Sadlnie niedaleko Trzebiatowa , spod fundamentów kościoła wystaje kamień przedstawiający postać mężczyzny , najprawdopodobniej czczonego w Trzebiatowie Białoboga , w Tychowie koło Białogardu na miejscowym cmentarzu znajduje się głaz narzutowy zwany : "Trygław" , analogia oczywista. Co więcej od miejscowych słyszałem że tamtejszy ksiądz często wygłasza kazania stojąc na tym właśnie głazie :) . W okolicach Zaniemyśla , w miejscowości Jeziory Małe znajduje się częściowo zatopiony krąg kamienny , chyba jedyny taki w Wielkopolsce, ciężko tam trafić, na miejscużadnych informacji, widocznie nikt się tym nie interesuje.... Jeszcze jedna kwestia , pamiętam że w latach 80 / 90na lekcji historii zawsze utożsamiano Biskupin z kultura Prasłowiańską, dziś używa się terminologii łużycka , odcinając się od słowiańskich korzeni. Udowodniono także że kultura Łużycka nie ma nic wspólnegoani z germanami ani z celtami , zatem z kim?!? Gdyby jednak ze Słowianami , to hipoteza o przyjściu Słowianna nasze ziemie około 5 wieku ległaby w gruzach , a to chyba nikomu nie na rękę. Dziwne że Prusowie siędzątutaj od 1 , 2 stulecia a my dopiero od 5 wieku , mimo iż pochodzimy z jednego pnia , bałto- słowiańskiejwspólnoty lesnyduch Prusacy to zgermanizowani Sławianie temu chyba nikt nie śmie przeczyć ,chociaż nic mnie nie zdziwi. Przecież Łużyczanie i Wenetowie to są dwie największe i najważniejsze grupy z których się wywodzimy! Bez Łużyczan nie byli byśmy Polakami tak samo jak bez starożytnych Polaków i Greków nie byłoby dzisiejszych ja właśnie znalazłem ciekawy artykuł: lesnyduch Chętnie z Tobą porozmawiam przyjacielu ,napisz mi swój adres mailowy w komentarzu pod dowolnym wpisem na tym blogu; zapiszę adres ,a komentarza nie zamieszczę (każdy muszę zaakceptować). bluearmy Z tymi Słowianami to zagadkowa historia, przybyli podobno ze wschodu (około IV co by się zgadzało, bo sprawdzałem ile mamy wspólnych słów z Persami. Do dziś jestem w stopniowo na obecne ziemie Polski bardzo słabo zaludnione przez inne plemiona, słabo zorganizowane. Sami też się nie garneli do siebie. Polska naprawdę szumiała głównie drzewami w tamtych czasach. Po 400 latach Słowian nadal było mało i żyli w małych grupach, żywiąc się tym co dał las, jak wilki broniąc się przed sąsiadami. Na Pomorzu w ogóle Słowian nie było. Jeśli dokonania ludów, ówcześnie zamieszkujących tereny obecnej Polski, przypisujemy „naszym”, to nie należy używać nazw: Polanie, hipoteza, że niewielka grupa „cwaniaków” przybyła na te ziemie i „ogarnęła” całe towarzystwo. Podobnie jak Kolumb w Ameryce, czy Wikingowie na Rusi. Niestety nie można dojść, kto to był – z zachodu, czy z południa, a może Wikingowie. Uciekinierzy, czy ekspedycja, czy to był przypadek, czy akcja zaplanowana. Wystarczyło mieć wtedy kilkuset zawodowych wojów, żeby stworzyć państwo – Polskę. Polska powstała w 5 min., to nie był wielowiekowy proces. Mieliśmy szczęście, że na wschodzie też jeszcze tylko drzewa szumiały, bo bym te słowa pisał cyrylicą :) taktorobie Czy Ty to napisałeś ,żeby wypisać wszystko co wiesz? Sławianie nie przybyli ze wschodu ,zawsze tutaj byliśmy tylko ,że jako różne ludy które się wymieszały ,byliśmy Scytami ,Sarmatami ,Alanami ,Wenetami ,Wendami ,Łużyczanami i wieloma innymi ,nikt nikogo nie ogarniał ,gromadziliśmy się w społecznościach zwanych opolami i do powstania Polski doprowadziła agresja z zachodu. Pomorze było nasze zawsze nawet jeśli wygoniliśmy stamtąd jakichś dzikusów z zachodu ,już Mieszko I odbijał bowiem nasze Pomorze z rąk wikingów ,których z resztą potem zatrudnił jako straż graniczną. "Na Pomorzu w ogóle Słowian nie było. Jeśli dokonania ludów, ówcześnie zamieszkujących tereny obecnej Polski, przypisujemy „naszym”, to nie należy używać nazw: Polanie, Słowianie." - ówczesne dokonania czyli jakie? Bo Chąśnicy byli Sławianami z różnych plemion ,Ranami ,Pomorzanami ,Oksywami i wieloma innymi. Mało tego. Słyszałeś kiedykolwiek o świątyni o nazwie Arkona? To najświętsze miejsce wszystkich Sławian. Wiesz gdzie teraz się znajduje? W niemczech ,a w miejscu dawnej świątyni stoi rzeźba Świętowita. To tak apropos które ziemie są czyje. Więc za przeproszeniem wsadź sobie te hipotezy. Konflikt między autochtonistami ,a allochtonistami jest bezpodmiotowy ,bo obie strony mają rację ,ludy o tym samym pochodzeniu (głównie z terenów znad dzisiejszego iranu -co może wyjaśniać podobieństwa między starosławiańskim ,a perskim) w różnych odstępach czasu osiedlały się na terenach Polski wschodnich niemiec i innych krajów Sławiańskich na wschód i południe od nas ,a zaczęło się to 10 tys. lat temu. Wtedy nie można chyba mówić nawet o żadnych konkretnych plemionach. Tak na marginesie Scytowie są często błędnie portretowani jako ludzie o urodzie irańskiej co wynika z niewiedzy autorów ,którzy za bardzo wzięli sobie do serca iż byli oni ludem irańskim. Idąc tym tropem Biali ludzie nie powinni istnieć biorąc pod uwagę tereny z jakich wyszli (pomijając Neandertalskie korzenie ,a ten wyszedł z Europy). Wszystkie mumie Scytyjskie to ludzie o blond włosach różnych odcieni ,ale blond ,czasem lekko rudawych. Na szczęście jak przejrzeć grafiki ich przedstawiające to jest pół na pół. Tak samo ludzie uważają ,że Węgrowie mają azjatycką krew w sobie. W pewnym sensie tak ,ale kto się interesuje ten wie o tzw. białych hunach. Prawdopodobnie Attyla był jednym z nich. Ale to już meandry historii ,zbyt odszedłem od tematu. Apeluję ponownie ,by dać sobie spokój z hipotezami ,tym bardziej ,że często są one elementem polityki obcych krajów ,i fakt ,że powtarzają je niektórzy nasi rodacy nic nie zmienia. Ottiss14 'Byliśmy Scytami, Sarmatami" wow jestem pod wrażeniem :P:P "dzikusów z zachodu" lol Skąd te rewelacje ? pixi222 I słusznie ,poczytaj o kulturze i dokonaniach Scytów i Sarmatów. Po nich niestety zostało nam zamiłowanie do koni i opieranie się w walce na łuku. Ottiss14 "...niestety tylko..." Ottiss14 Czytałam ;) Poza tym studiuję archeologię i moi wykładowcy by się uśmiali słysząc, że Polacy pochodzą od Scytów, czy Sarmatów. To są jakieś wymysły jak te o alfabecie słowiańskim sprzed Cyryla i "Dzieje" Herodota, Strabona, czy Biblię. Poza tym źródła archeologiczne. Jeśli już to mamy trochę genów po gwałtach Scytów na napadniętych przedstawicielkach kultury łużyckiej :P, chyba, że napadów nie było tylko import zabytków... pixi222 Archeologowie nie są wyrocznią tym bardziej ,że wielu z nich potrafi niszczyć odkrycia ,żeby tylko ochronić swoją pozycję ,tym bardziej ignorowanie faktów nie jest problemem. Proponuję ,żeby któryś wykładowca zapoznał się z tematem run sławiańskich i udowodnił iż są sfałszowane ,bo jak na razie nikomu się to nie udało. Ja wiem ,że dla archeologów podejście zgodne z główną linią propagandową w nauce która ciągnie się jeszcze od nazistów jest wygodne i popularne,ale proponuję myślenie samodzielne bo tych co niczego nie odkryli i nie udowodnili nikt nie pamięta i nie gwałtów nie było Scytowie żyli na tych terenach ,Sarmaci którzy od nich pochodzili potem ich stąd przegonili ,a na stałe zostali tutaj Alanowie z Sarmatów. Wyśmiewano się ,że Polacy mają pochodzić od Sarmatów w XIX wieku więc trochę masz opóźnione podejście ,dzisiaj już wiemy ,że jesteśmy głównymi nosicielami ich genów. Ottiss14 Aha, margines powoduje, że skreślasz wszystkich archeologów ? :(Wszelkie dowody na "runy słowiańskie" są POSZLAKOWE. Jakieś znaki wg źródeł pisanych miały być np. podpisy pod posągami bóstw w Radogoszczy, czy jakieś kreski i kropki, ale materialnych dowodów ni ma. Możliwe, że jakiś system zapisu znaków był, ale naukowcy zgadzają się, że pismem tego nazwać nie można. Jeśli będą materialne odkrycia to zmienią zdanie :P Znane są jedynie prymitywne znaki z zabytków np. znaki rzemieślnicze, swastyki, różnorakie "symbole", kreski Urbańczyk: Vlesova kniga - fałszerstwo niedoskonałe. W: Słowianie i ich sąsiedzi we wczesnym średniowieczu. Dulinicz Marek (red.). Tu opisane jest którzy powielają wyssane z palca tezy, czy podparte fałszerstwami lub wątpliwymi źródłami też nikt nie szanuje. Scytowie pojawili się na stepach nadczarnomorskich na przełomie VII i VI pochodzili od Scytów ? lol Sarmaci byli spokrewnieni ze Scytami, Medami, Partami i Persami. to nie to samo, co "pochodzili".1. Mnich Chabr autor dzieła "O literach" (O pismenechъ), które do naszych czasów zachowało się z XIV-wiecznych i późniejszych odpisach podaje rok 863 za datę utworzenia alfabetu słowiańskiego pisząc tak: "Najpierw Słowianie, będąc poganami nie mieli liter, a nacięgami liczyli i wróżyli. Ochrzciwszy się, rzymskimi i greckimi literami posługiwali się przy pisaniu słowiańskiej mowy, ale bez należytego porządku. I tak było przez długie lata. Potem zaś Bóg miłujący ludzi i wszystkich rządzących nie chcąc pozostawić rodu ludzkiego bez mądrości i zbawienia, zlitowawszy się nad ludem słowiańskim, zesłał im świętego Konstantyna Filozofa, zwanego Cyrylem, męża sprawiedliwego i prawego, który stworzył im trzydzieści osiem liter, jedne na wzór grecki, a inne wedle mowy słowiańskiej".2. Żywot Konstantyna i Żywot Metodego potwierdzają tezę mnich Chabr: "... zesłał im świętego Konstantyna Filozofa, zwanego Cyrylem, męża sprawiedliwego i prawego, który stworzył im trzydzieści osiem liter, jedne na wzór grecki, a inne wedle mowy słowiańskiej". Wzorował się na alfabecie greckim i MOWIE Słowian (gdyby miła na literach słowiańskich to by tak przecież napisano).5. A. Buko, Archeologia Polski wczesnośredniowiecznej.:Miejscowość Podebłocie leży w gminie Trojanów (południowe Mazowsze), około 100 km na południe od Warszawy i zaledwie kilka km od brzegów Wisły w tym rejonie. W 1986 r. odkryto tam znalezisko, które przeszło do historii pod nazwą "tabliczki z Podebłocia". Natrafiono na nie w dwóch obiektach osady, której chronologię określono na okres od VII/VIII w. do końca IX w. (faza I) i od końca IX do połowy XI w. (faza II). Wszystkie tabliczki, których jest trzy łączy jedna cecha, mianowicie taka, że na ich powierzchni występują zagadkowe znaki przypominające pismo. Co się znajduje na tych tabliczkach nie zostało dotychczas w pełni wyjaśnione. Badania petrograficzne dotyczące składu surowców z których wykonano tabliczki wskazują, że dwie z nich zostały wykonane na miejscu z miejscowych surowców, natomiast jedna tabliczka została wykonana z glin nie występujących w tych okolicach, a więc najpewniej jest importem z zewnątrz. (...) Badania wykazały, że tajemnicze znaki na tabliczkach z Podebłocia mają najpewniej związek z alfabetem greckim(odczytano grecki monogram imienia Chrystusa ICXC)." pixi222 To ,że Sarmaci pochodzili od Scytów to uproszczenie ,ale wyszedłem założenia ,że można go użyć ponieważ Scytowie byli pierwsi ,a niezaprzeczalnie te dwie kultury były ze sobą ściśle związane w tym genetycznie. Nie sądzę jednak by byli spokrewnieni zarówno ze Scytami jak i Persami bo ci pierwsi byli blondynami i fizycznie się nie różnili od Sławian praktycznie w ogóle. Chociaż oczywiście wpływy kulturowe były ,w języku perskim jest słów pochodzenia Sławiańskiego (Scytyjskiego).Co do run sławiańskich to rozumiem ,że to tajemnicze niewystępujące nigdzie pismo może należeć do każdego tylko nie do ludzi którzy tutaj żyli zapewne dlatego ,że byli to tylko prymitywni Sławianie...Chciałem zauważyć ,że runy skandynawskie prawdopodobnie powstały w oparciu o pismo łacińskie więc nie widzę powodu dla którego Sławianie mieliby nie stworzyć swojej wariacji na najpewniej z alfabetem greckim tak? Rozumiem ,że tak samo jak Scytowie mają związek z Osetyńczykami z którymi nic ich nie po prostu poczytaj o odkryciach genetyków i rozprawy na ten temat ,wystarczy wpisać w wyszukiwarce "Słowianie Scytowie" ,albo "Polacy Scytowie" i podobne ,a znajdziesz rozmowy na forach naukowych o genetyce ,artykuły zainteresowanych etc. To ,że nie było kulturowej ciągłości nic nie znaczy w tym przypadku ,ja mam teorię (którą dzielę z innymi) ,iż zarazy i wojny doprowadziły do zubożenia kulturowego na naszych masz jeden z linków: Ottiss14 Skąd masz tak dokładne dane o wyglądzie Scytów i Słowian ? Na jaki wiek one są ?Jakie wpływy kulturowe ?! W j. perskim są słowa podobne do dzisiejszych słowiańskich, bo nasze języki pochodzą od tego samego rdzenia ! Przejrzyj wstęp do nowej wersji "Mitologii Słowian" nigdzie jakieś pismo nie występuje to go zwyczajnie nie było :P lub nie zostało jeszcze odkryte, co jest dziwne (wszędzie wokół jest multum znalezisk, a u nas niet - to pokazuje, że coś kiepsko było z pismem u Słowian).Oczywiście, że mogli stworzyć. Jak będą takowe znaleziska to wszyscy solidarnie to przyjmą za prawdę, ale póki co to tylko o źródła potwierdzające brak związku Osetyńczyków ze archeologiczny portal i dyskusję pod nim o tym: z niego, że te badania genetyczne to dopiero początki, są jeszcze mało wiarygodne, zbyt ogólne i nie mogą takich wyroków jak podajesz wydawać. pixi222 Ponoć wszystkie języki europejskie pochodzą z tego samego rdzenia ,Polacy i Niemcy żyją obok siebie od tysiącleci i podaj mi ile słów niemcy mają z Polskiego? Język Polski oczywiście jest bardzo bogaty więc na ziemniaki można powiedzieć ziemniaki ,albo kartofle ,ale to wynik też okupacji kilkukrotnej ukochanego sąsiada ,tymczasem jak mogą te słowa znaleźć się w perskim ,albo wedyjskim? Dlaczego wedyjski nazywa się w ogóle tak jak się nazywa i dlaczego pochodzi to od staropolskiego "wiedza"? Genetyka wykazała ,że wśród Osetyńczyków haplogrupa występująca w mumiach Scytyjskich (haplogrupa Sławiańska) występuje u 1% ludzi ,a więc grubo poniżej błędu statystycznego (choć tutaj takie nie występują). Ta sama haplogrupa występuje w największym stężeniu u Łużyczan ,a więc jednych z najstarszych odłamów Sławian który przetrwał hermetycznie do dzisiaj ,oraz o jakieś trzy procent mniejszym u Polaków ,a u nas wynosiło ponad 60%. Nie wiemy też nic o języku Scytów ,więc uznawanie Osetyńskiego za jego kontynuację jest śmieszne ,tym bardziej ,że słowa polskie w perskim najprawdopodobniej wzięły się poprzez wpływy kulturowe Scytów na tych terenach ,bo wiemy ,że wymiana i wzajemne wpływy były. Jeżeli przeczytałaś podany artykuł to powinnaś z resztą wyciągnąć z niego już kilka ciekawych informacji ,szczególnie właśnie z dziedziny językoznawstwa. Hmmm...wyniki badań genetycznych są mało wiarygodne? To ciekawe bo dzisiaj się na ich bazie skazuje lub uniewinnia wielu ludzi w sądach i uchodzą one za najbardziej wiarygodne i precyzyjne źródło wiedzy jakie dzisiaj człowiek jest wstanie uzyskać. Rozumiem ,że wiedza archeologów jest dużo bardziej precyzyjna ,na temat tamtego okresu. Bo wydawało mi się ,że to jeden z najbardziej niezbadanych przez tę naukę tematów. Są tylko domysły ,hipotezy i jedno wielkie gdybanie które najczęściej jest częścią polityki. Nam nie grozi używanie tych odkryć do propagandy ,mamy nieco inny nie-rząd niż nasi sąsiedzi ,więc nie bał bym się tak tego. Myślę ,że to dobra odtrutka na wieczne odmawianie Polakom wszystkich godności i zasług ,wiecznego poniżania opartego na fałszerstwach ,kłamstwach i propagandzie. Nie sądzę by ludziom to wpłynęło na życie ,ale przynajmniej dzieci będą się mogły czegoś ciekawego dowiedzieć na historii ,trochę więcej o Polsce sprzed chrystianizacji ,choć okres bezpośrednio poprzedzający ten smutny moment naszej historii nadal jest Kiedy było nowe wydanie Gieysztora? Którego wydania mam szukać? Ottiss14 Wydanie z 2008 r. poprawione i uzupełnione plus ciekawy mi oceniać, który język jest bogatszy :P W niemieckim jest za to wiele słów z dużą ilością liter :)Przy tak odległych okresach genetyka jeszcze za dużo nie pomaga, a bardziej mąci. pixi222 No tak mąci ,właśnie tak uważają archeologowie niszczący znaleziska. Bo mącą. Wybrałaś dobry kierunek studiów ,gdybym był nadal młodzieńczym idealistą i nie miałbym rodziny na utrzymaniu też bym pewnie na ten kierunek poszedł ,ale nie bój się genetyki. Rozumiem sceptycyzm ,ale jak już pisałem nie ma wiarygodniejszego źródła niż badania genetyczne ,o czym zaświadczą specjaliści od medycyny sądowej.
Czy Wikingowie byli silni? Zarówno w opowieściach historycznych, jak i fantastycznych, Wikingowie są zazwyczaj przedstawiani jako duże, muskularne jednostki, posiadające doskonałą sprawność bojową. Obejrzyj jakikolwiek współczesny program telewizyjny o Wikingach, a zazwyczaj zobaczysz wojowników prę
Festiwal Słowian i Wikingów w Wolinie to wyprawa w czasie do mroków wieków średnich, podczas której poznacie Państwo kulturę wczesnośredniowiecznych ludów nadbałtyckich. Coroczny zlot miłośników „archeologii żywej” gromadzi na małej wysepce położonej na Dziwnie ponad tysiąc wojowników, rzemieślników, grajków oraz odtwórców dawnych obrzędów z wielu krajów Europy. Jest on również magnesem przyciągającym kilkadziesiąt tysięcy turystów. Idea festiwalu nawiązuje do tekstów legendarnej tzw. „Jomswikinga sagi”, napisanej w XIII wieku na dalekiej Islandii historii bractwa wojowników zwanych Jomswikingami, którzy w X wieku mieli zamieszkiwać w warownym obozie Jómsborgu. Założycielem grodu miał być duński król Harald zwany Sinozębym. Chociaż islandzka saga to tylko barwny literacki epos to nie wykluczone, że nawiązywała ona do dziejów grupy Skandynawów, którzy wówczas zamieszkiwali wśród Słowian w Wolinie. Wydają się to potwierdzać liczne znaleziska skandynawskie odkryte przez archeologów podczas wykopalisk w Wolinie. Podczas trzech dni trwania festiwalu Wikingowie, Słowianie, Bałtowie, Madziarzy, Rusini oraz potomkowie innych ludów rozbijają w Wolinie repliki dawnych namiotów, drzewnymi metodami przygotowują strawę, lepią garnki, tkają materił na ubrania, kują żelazo, ze srebra i brązu odlewają kopie wczesnośredniowiecznej biżuterii, szyją buty, a z drucianych kółek splatają kolczugi. W tym samym czasie po dziwnie żeglują repliki wikińskichi i słowiańskich okrętów z dziobami zwieńczonymi smoczymi łbami. Największą atrakcją są jednak bitwy, podczas których ścieraja się z sobą setki wojowników. - W europejskim świecie współczesnych wikingów i Słowian – mówi Scot King, wojownik z Chicago, stały bywalec festiwalu – woliński festiwal cieszy sie niemal mistyczną reputacją. Czy równie dobrą marką cieszy się obecnie? Wystarczy przyjechać i przekonać się osobiście. Przez 3 dni festiwalu Wolin zapełnia się ludźmi, którzy przypatrując się pokazom rzemieślników i zmaganiom wojów przenoszą się w świat, który przeminął.
  • Иնυ զ
    • Чεнтθզጤնо μаλевօβ
    • Πω ноче
    • Оኢ ዐуκ йеρ θвуሾеሉа
  • Аψиአըሯεሢοչ итոֆоም
    • Яረωዮիφ оηοзаፈոኀаፎ աμ իчሰφጁያ
    • Дор огобεካ
    • ሪνοτоσоջα ιսаца եኺαне
Dopiero gdy za kolejnym razem Diabeł wziął ziemię w imię boże i własne, w dłoni ostało się malutkie ziarnko piasku. Bóg rzucił je na wodę i ziarnko urosło do rozmiarów wyspy
Ostatnie dziesięciolecie to wzrost zainteresowania tematyką wikingów w Polsce. Odżyły stare koncepcje na ich temat, wskazujące na istotny wpływ na kształtowanie polskiej państwowości. Pojawiło się również nowe ujęcie tematu i nowe refleksje sugerujące zupełnie inny rodzaj wpływu ludności ze Skandynawii na Słowian Zachodnich. „Wikingowie są na fali. Widoczne jest to szczególnie w czasie cieszącego się coraz większą popularnością Festiwalu Wikingów i Słowian na Wolinie, gdzie co roku przyjeżdżają tysiące osób. To sygnał wskazujący na zapotrzebowanie na wikingów” – opowiada PAP dr Leszek Gardeła, archeolog, pracownik Instytutu Archeologii Uniwersytetu Rzeszowskiego oraz Research Fellow w Centrum Średniowiecza i Kultury w Reykholt na Islandii – specjalista zajmujący się epoką wikingów. W kulturze popularnej pokutuje mit wikinga jako bezlitosnego łupieżcy napadającego na przybrzeżne osady. Tymczasem zdaniem dr. Gardeły obraz ten nie jest wcale taki oczywisty. „Przede wszystkim trudno jest jednoznacznie zdefiniować postać typowego wikinga. W świecie anglosaskim – potocznie określa się w ten sposób każdą osobę z obszaru Skandynawii z czasów VIII-XI wieku. Nieco inna definicja panuje na kontynencie. Sprzeczne ze sobą są również analizy lingwistyczne określenia +viking+" – opowiada dr Gardeła. Być może słowo to pochodzi od staronordyckiego słowa vik, oznaczającego zatokę. W takim rozumieniu wiking byłby człowiekiem z zatoki. W drugim znaczeniu, również wypływającym z analiz lingwistycznych, należałoby łączyć określenie "viking" z czynnością, a nie miejscem. Wyruszanie na "viking" to wyruszanie po łup, czyli po prostu piractwo. W takim rozumieniu "viking" to okresowa profesja, pozwalająca na wzbogacenie się. Jak opowiada dr Gardeła, ostatnio zaproponowano jeszcze jedną interpretację, według której źródłosłowem tego określenia też jest czynność, ale polegająca na „zmianie miejsca w czasie wiosłowania”. W tym kontekście wiking to osoba wiosłująca, a nie krwawy rzezimieszek. „Stereotyp krwawego wikinga pojawił się w kulturze masowej zapewne pod wpływem kultury zachodniej. Przecież doskonale znane są z anglosaskiej historiografii opisy ataków Skandynawów na Anglię czy Szkocję. Dodatkowo potwierdzają je wyniki ostatnich wykopalisk – w postaci zmasakrowanych szczątków najeźdźców bądź śladów ich obwarowanych obozowisk z okresu wczesnego średniowiecza” – dodaje archeolog. Polscy naukowcy zaczęli się interesować tematyką wikińską już w okresie zaborów w XIX wieku. Najgłośniejszym echem odbiła się praca Karol Szajnochy, historyka Uniwersytetu Lwowskiego, w której przekonywał, że do powstania państwa polskiego przyczynili się walnie Lechici, rozumiani jako plemię pochodzące ze Skandynawii. „Była to karkołomna teoria oparta o, patrząc z naszej perspektywy, naciągane przesłanki natury lingwistycznej. Autor nie był w stanie wesprzeć swoich dywagacji ani dowodami archeologicznymi, ani źródłami pisanymi” – przekonuje dr Gardeła. Do argumentów przytaczanych przez Szajnochę powrócił ostatnio Zdzisław Skrok w książce „Czy wikingowie stworzyli Polskę?”. Jednak zdaniem dr. Gardeły trudno o jednoznaczne dowody silnej obecności Skandynawów na terenie obecnej Polski. Nie skłaniają go do tego źródła pisane lub archeologiczne, w których czytelny byłby jakiś konflikt czy zdecydowany wpływ z Północy. „Do niedawna Polscy archeolodzy uparcie twierdzili, że mieszkańcy Skandynawii często grzebali swoich zmarłych w grobach komorowych, czyli w zagłębionych w ziemię jamach ze ścianami wykonanymi z drewna – swoistych +podziemnych domach+. Stąd podobne konstrukcje odkryte na terenie naszego kraju traktowano jednoznacznie jako pochówki wikińskie. Dokładna kwerenda materiałów funeralnych z terenów Skandynawii i innych obszarów leżących w obrębie wikińskiej diaspory wskazuje, że nie był to aż tak powszechny i typowy pochówek w tym rejonie” – mówi naukowiec. Już dr Andrzej Janowski ze szczecińskiego oddziału Instytutu Archeologii i Etnologii PAN zwrócił uwagę na to, że nie tylko forma grobu jest istotna, ale również jego wyposażenie – a to jego zdaniem w polskich pochówkach komorowych wcale nie wskazywało na pochodzenie z dalekiej Północy. Przykładowo w grobach dotąd uważanych za skandynawskie w zasadzie brak broni, szczątków zwierzęcych czy biżuterii o takim pochodzeniu. Wzornictwo tej ostatniej wskazuje raczej na wpływy słowiańskie. „Groby komorowe znalezione w Polsce są dość późne i zasadniczo pochodzą XI wieku. Znajdującym się w części z nich trumnom należy raczej przypisać konotacje związane z ekspansją chrześcijaństwa, a nie wikingów” – uważa dr Gardeła. W jaki sposób zatem Skandynawowie chowali swoich zmarłych na ziemiach obecnej Polski? Czy jesteśmy ich w stanie wytropić, jeśli do nas dotarli? Zdaniem dr. Gardeły jest to zadanie bardzo trudne, bo wczesnośredniowieczne społeczności skandynawskie chowały swoich zmarłych w różny sposób, czasem mało dystynktywny – np. do niczego nie wyróżniającego się grobu szkieletowego wkładano jedynie żelazny nożyk. Podobnych grobów we wczesnośredniowiecznej Polsce było mnóstwo i nikt dotąd nie uznał ich za wikińskie. „Tylko kilka pochówków na terenie obecnego Pomorza, moim zdaniem, należy uznać z całą pewnością za należące do przedstawicieli dalekiej Północy, należą do nich odkrycia ze Świelubia oraz Elbląga” – dodaje. Błędem polskiej nauki – zdaniem dr. Gardeły – jest poszukiwanie śladów wikingów w Polsce tylko w grobach elitarnych. Kto wie, ile niepozornych grobów przybyszów uszło uwadze prowadzących wykopaliska. W kontekście wpływów skandynawskich rozpatrywana jest ostatnio także osada w Wolinie. Zdaniem archeologa było to miejsce, które najprościej opisać jako strefę wolnocłową na obecnych portach lotniczych. Mieszały się tam wpływy różnych, pochodzących z odległych rejonów kupców. „W Wolinie wiele znalezionych zabytków nawiązuje do stylu wikińskiego. Moim zdaniem faktycznie można uznać, że istniała tam jakaś grupa przyjezdnych rzemieślników i kupców z Północy” – uważa badacz. W X–XI wieku społeczności z różnych regionów ówczesnego świata posiadały szereg sposobów na manifestowanie swojej tożsamości i odmienności. Mógł to być specyficzny ubiór, ale także język, zwyczaje czy wierzenia. Osady handlowe, takie jak Wolin, stanowiły tygiel kulturowy, ale tam dominującą grupą byli jednak Słowianie. Skandynawowie z pewnością pojawiali się na polskich ziemiach, ale ich największa aktywność skupiała się na obszarach Pomorza. Byli to przede wszystkim kupcy, handlarze. „Ostrożna ocena wszystkich przesłanek wskazuje, że Skandynawowie nie mieli większego wpływu na ukształtowanie się polskiej państwowości. W materiale archeologicznym brak śladów konfliktu z obcą siłą – z najeźdźcą. Trudno również wytropić pochówki przybyszów – wiele z tych kiedyś uznanych za takowe, zostało źle zinterpretowanych – badający je archeolodzy tylko pobieżnie przyglądali się materiałom skandynawskim i w wielu przypadkach dokonywali błędnych porównań ” – kończy dr Gardeła. Nauka w Polsce - PAP szz/ mrt/
.