Wikingowie w Polsce po raz drugi zjawili się w 2. połowie X stulecia. Stolicą duńskich kupców i wojowników był wówczas gród na Wolinie. Literackim odpryskiem tamtych wydarzeń jest Jómswikingasaga spisana na Islandii w XIII w. Utwór traktuje o bractwie wojowników, którzy zamieszkiwali warowny Jómsborg.
Na temat Wikingów narosło przez wieki wiele legend i mitów, które nie mają wiele wspólnego z rzeczywistą historią tego ludu. Już w moich wcześniejszych artykułach wskazałem na fałszywość naszych wyobrażeń o historii Wikingów i podałem dowody na ich słowiańskie pochodzenie. Ten temat zszedł trochę z głównego celu moich zainteresowań, ponieważ pojawiła się ważniejsza tematyka, której postanowiłem poświecić mój czas. Jednak ostatnio trafiłem na doniesienie o wynikach bardzo obszernych badan genetycznych szczątków Wikingów w Europie, które to skłoniło mnie do ponownego zajęcia się historią skandynawskich Słowian, szczególnie że powiązania z moimi artykułami o historii rodu Piastów i istnieniem legendarnego Imperium Wielogorii są w tym przypadku więcej niż fascynujące. Autorem tego artykułu opublikowanego w „Nature“ jest Eske Willerslev. Jego nazwisko jest o tyle symptomatyczne, bo słowo „Slev“ jest bardzo powszechne w nazwach miejscowości w Danii i oznacza po prostu „słowiański“. Mimo tych swoich słowiańskich korzeni ten Duńczyk z uporem godnym lepszej sprawy jeszcze raz próbuje nam wmówić, powtarzane już od wieków, kłamstwa o Wikingach i odżegnuje się od swojej słowiańskiej przeszłości, która w tym przypadku jest więcej niż oczywista. W dalszej części tego artykułu wrócimy jeszcze do tego wątku, ale na początek warto zając się wynikami tej analizy. W badaniach tych stwierdzono, że groby zidentyfikowane jako należące do Wikingów zawierają szczątki ludzi, które genetycznie są bardzo różnorodne i w rzeczywistości w niczym nie odpowiadające stereotypowi wyglądu tych morskich piratów. Wykazano, że pochodzenie tych ludzi jest w znacznej części genetycznie identyczne z ludnością obecnej Europy Środkowej, czyli nas Słowian, a także Bałkanów i terenów południowobałtyckich. Autorzy próbują zrelatywizować znaczenie tych badań, wskazując na pokrewieństwo z ludem obecnych Saamow z północnej Skandynawii. Jeśli się jednak o tym wie, że ten lud posiada najwyższy udział haplogrupy R1a wśród wszystkich niesłowiańskich ludów w Skandynawii, to łatwo rozpoznamy w tym tylko nieudolną próbę wyprowadzenia nas na manowce. Po prostu badaczom skandynawskim ogromnie trudno przyznać się do tego, że ich przodkowie byli Słowianami i cała ich wczesna historia była kształtowana przez naszych słowiańskich praojców. Nie mieści im się to po prostu w głowie, że pierwotna ludność, która zasiedliła Skandynawię, miała haplogrupę R1a i że inwazja ludności z rejonu Bałkanów o haplogrupie I doprowadziła do stopienia się tych dwóch elementów ludnościowych i powstania etosu który nazywamy obecnie, fałszywie, indoeuropejskim, a który jest po prostu etosem słowiańskim. Tak więc to lansowanie powiązań z Saamami miało tylko za zadanie odwrócić naszą uwagę od jednoznacznych słowiańskich śladów. Nie może jednak być już wątpliwości co do tego, że tak zwani germańscy Wikingowie to tylko propagandowy wymysł na potrzeby zafałszowania słowiańskiego wkładu w procesie kształtowania cywilizacji europejskiej. Tak zwana Europa Zachodnia we wczesnym średniowieczu była tworem na wskroś słowiańskim i w wielu etapach jej historii zależnym od słowiańskich państw i kierowanym przez rządzące nią słowiańskie elity. Tak jak już to wspomniałem, nie bez przyczyny nazwa Dania wywodzi się o naszego określenia „Danina“. To państwo już na długo przed czasami Mieszka I należało do strefy politycznych wpływów dynastii DAGO, wywodzącej się od Dagoberta II (Dagowora II), która to obsadziła swoimi przedstawicielami wszystkie ważniejsze trony królewskie wśród Słowian, oraz na podbitych przez nich terenach, tak jak np. na Wyspach Brytyjskich. Proces chrystianizacji Skandynawii nie był wynikiem przejęcia tej religii z Zachodu, ale wprowadzili ja na ten teren Słowianie. Początkowo w formie kościoła słowiańskiego, jako bezpośredniego następcy religii ariańskiej wśród Słowian, a następnie kościoła prawosławnego. Ten wpływ rozszerzył się jeszcze bardziej w trakcie rządów Cesarza Bolesława Chrobrego, którego misjonarze doprowadzili do utworzenia gdzieś około roku 1015 pierwszego biskupstwa religii katolickiej w Szwecji, wypierając, tak na marginesie, działających tam już od stuleci misjonarzy kościoła słowiańskiego. Podporządkowanie kościoła skandynawskiego Piastom miało również olbrzymie polityczne znaczenie, bo przypieczętowało rolę Bolesława Chrobrego i rodu Piastów, jako zwierzchnika wszystkich skandynawskich władców, umacniając jego pozycję w zmaganiach o tytuł cesarza. Ten fakt jest skrzętnie ukrywany na zachodzie i jeśli gdzieś pojawi się wzmianka o chrystianizacji Szwecji przez Polaków, to nie trwa to długo i odpowiednie pasaże znikają z tych tekstów błyskawicznie, jak za dotknięciem czarodziejskie różdżki i zastępowane są bajdurzeniem o prymacie Hamburga i misjonarzy Angolo-saskich. Kto jednak zainteresuje się choć pobieżnie tym tematem, to nie może po prostu nie zauważyć tego, jak wielkie słowiańskie ślady zostawiła nasza kultura wśród Skandynawów. Nawet sami Niemcy przyznają (niechętnie), że chrześcijaństwo na terenie obecnej Szwecji zostało wprowadzone przez Polan i jednocześnie aby osłabić historyczne znaczenie tego faktu natychmiast sugerują to, że nie chodzi tu o Polan piastowskich, ale o ich pobratyńców z terenów obecnej Ukrainy. Jest to tym bardziej zakłamane, bo sam Bolesław Chrobry określa się jako władca Gotów, czyli Polaków, mając tu na myśli Słowian zamieszkujących w tym czasie nie tylko Polskę ale i znaczne części Skandynawii. Te związki były tak silne, że nawet po tym jak piastowscy władzy utracili wpływy w skandynawskich państwach, to ich następcy, już bez wyraźnej słowiańskiej samoidentyfikacji, dalej twierdzili, że są władcami Gotów i Wandali, podkreślając nieświadomie słowiańskie dziedzictwo tych narodów. Oczywiście mamy tu i inne poszlaki na prawidłowość naszego rozumowania. Weźmy chociażby określenie na „kościół“ w językach skandynawskich. Po islandzku to „Kirkja“, po norwesku to „Kyrkje“, po duńsku „Kirke“ i po szwedzku „Kyrka“. Niewątpliwie forma islandzka i norweska są najbardziej zbliżone do pierwotnego brzmienia tego określenia, chociażby ze względu na długowiekową izolacje tych terenów Europy. Zwróćmy teraz uwagę na to, jak często dochodziło do podmiany znaczenia liter w trakcie przepisywania średniowiecznych tekstów i tego że znaczenie niektórych znaków literowych rożni się znacznie w występujących w Europie alfabetach. Tak jest i w tym przypadku. Tak wiec pierwotnie nazwę „kościół“ wymawiano również w Polsce jako „kyrkja“. Jednak wraz z rozpowszechnieniem katolicyzmu i rozpowszechnienia się alfabetów słowiańskich, łaciński znak na literę „K“ zaczął być czytany jako nasze „C“ i nazwa kościoła w krajach słowiańskich to rożnego typu modyfikacje słowa „Cyrkja“ jak np. w polskim „Cerkwia“. Nie trzeba być specjalnie spostrzegawczy aby zauważyć to, ze słowo KYRKA wywodzi się jednoznacznie od określenia „KRAK“ Tak jak to już przedstawiłem we wcześniejszych artykułach, musimy przyjąć, że władcy słowiańscy byli nie tylko przywódcami wojskowymi, najwyższymi sędziami i przywódcami politycznymi, ale pełnili też ważną rolę religijną i ich pozycja społeczna odpowiadała tej jaką mieli Cesarze Bizantyjscy. Nazwa władcy – „KRAK“, stała się z czasem synonimem reprezentatywnej budowli lub osady, tak jak np. w określeniu Kraków. W innych przypadkach posłużyła jako rdzeń określeń na przybytek religijny chrześcijan. Krzyżowcy którzy zetknęli się na Bliskim Wschodzie ze słowiańskimi arianami i ich kościołem słowiańskim przejęli wiele z ich dorobku i nazwali swoją największą reprezentacyjną twierdzę określeniem „Krak des Chevaliera“. Inną ciekawostką jest np. to, że również określenie władców Rosji ma to samo źródło. Kiedy Imperium „Wielogorii“, które znamy obecnie pod bardziej rozpowszechnioną nazwą,„Wielkiej Lechii“, opanowało również tereny Białorusi, Ukrainy i zachodniej Rosji, to również i na tych terenach powstały lokalne ośrodki władzy. Ci lokalni władcy spełniali też funkcję głowy kościoła chrześcijańskiego. Na Białorusi do dzisiaj kościół określa się mianem „CARKVA“ w oryginale „царква“. Widzimy tu wyraźnie, że określenie „CAR“ i „KRAK“ musimy potraktować jako synonimy. Innym aspektem są niezaprzeczalne dowody na istnienie bardzo wczesnych budowli kościelnych w Skandynawii. Te najwcześniejsze budowle nie zachowały się do dzisiaj, bo pierwsze budowle chrześcijańskie były budynkami wykonanymi tylko i wyłącznie z drewna, tak zresztą jak i łodzie morskie Słowian. Słowiańskie tradycje zabraniały budowania świętych przybytków z innego materiału jak czyste drewno. Ta tradycja spowodowała niestety to, że zarówno u Etrusków jak i wśród innych Słowian tak niewiele wiemy o ich budownictwie sakralnym. W Skandynawii, całe szczęście, zachowało się parę tych zabytków i na ich podstawie można sobie wyobrazić jak wyglądały kościoły wśród skandynawskich Słowian. Wprawdzie najwcześniejsze egzemplarze słowiańskich sakralnych budowli zostały zniszczone po podporządkowaniu się Skandynawii Niemcom, ale na przykładzie najstarszego kościoła norweskiego widzimy, że pierwotne kościoły w obrzędzie słowiańskim nie zostały zniszczone całkowicie i niektóre elementy tego kościoła zachowały się po jego przebudowie przez niemieckich misjonarzy w stanie pierwotnym. Zauważmy też, jak niesamowicie podoba jest ta budowla do podobnych budowli w Polsce Te drewniane kościoły otrzymały też swoja charakterystyczną nazwę. Nazywa się je określeniem Stavkyrka. Zwróćmy uwagę na to, że jest to kolejny przykład, typowego dla Skandynawów, zamazywania słowiańskich śladów własnej historii. I tu powróćmy do autora omawianego wyżej artykułu. Również i w określeniu na drewniany kościół pojawia się określenie „SLAV“, z tym że aby nie było to tak oczywiste, to już w średniowieczu zastąpiono tu literę „L“ przez literę „T“. Można to było dokonać prawie że w sposób niezauważalny, ponieważ pozycja liter w tekstach pisanych była w tych czasach niezdefiniowana i każdy pisał tak jak mu się to podobało. Dlatego spotykamy bardzo często teksty, najczęściej na zachowanych monetach, w których pojedyncze litery obrócone są o 180°. Jeśli to zrobimy z literą „L“, to przy odrobinie wyobraźni można się w tym dopatrzyć litery T i oto też chodziło katolickim mnichom pochodzącym z Niemiec, którzy w środkowym i późnym średniowieczu objęli kontrolę wśród katolickiej hierarchii kościołów skandynawskich, bo już bez narażania się o zarzut bezczelnego oszustwa mogli twierdzić, że nazwa kościół to nie „SLAV KYRKA“, a wiec Słowiański Kościół, ale „STAVKYRKA“. Dla samych Niemców to oszustwo było jeszcze niewystarczające i literę „W“, którą Skandynawowie w tamtych czasach zapisywali tak jak w cyrylicy znakiem „B“, przejęli w dosłownej formie do swego języka i powstało z tego określenie „STABKIRCHE“. W typowy dla Niemców bezczelny sposób uzasadniono następnie to przeinaczenie tak, że pierwsze słowo „STAB“ odnosi się do określenia belka i że miało to jakoby odpowiadać zasadom konstrukcji tego typu budynków. Oczywiście wszystko to jest zwykłym fałszowaniem historii i nazwa kościół w językach skandynawskich odnosi się bezpośrednio do nazwy ludności, która tę religię w tych krajach praktykowała, czyli do nas Słowian i dlatego budowla kościelna otrzymała u nich miano „Słowiańskiego Kościoła“ – „SLAV KYRKE”. Wracając do Danii to i w jej wczesnej historii znajdziemy przebogate źródło zagadkowych informacji.
Zawieszki damskie i męskie inspirowane Wikingami. Wikingowie przypominali trochę bogów, w których wierzyli – byli hardzi, nieustępliwi, dumni i… obwieszeni ciężkimi błyskotkami, zdobionymi zwykle symbolami związanymi z mistycznym światem lub ochronnymi runami. Biżuteria miała ich bogów czcić lub odwrotnie – w razie czego
Czy Wikingowie byli silni? Zarówno w opowieściach historycznych, jak i fantastycznych, Wikingowie są zazwyczaj przedstawiani jako duże, muskularne jednostki, posiadające doskonałą sprawność bojową. Obejrzyj jakikolwiek współczesny program telewizyjny o Wikingach, a zazwyczaj zobaczysz wojowników prę
- Иնυ զ
- Чεнтθզጤնо μаλевօβ
- Πω ноче
- Оኢ ዐуκ йеρ θвуሾеሉа
- Аψиአըሯεሢοչ итոֆоም
- Яረωዮիφ оηοзаፈոኀаፎ աμ իчሰφጁያ
- Дор огобεካ
- ሪνοτоσоջα ιսаца եኺαне
Ostatnie dziesięciolecie to wzrost zainteresowania tematyką wikingów w Polsce. Odżyły stare koncepcje na ich temat, wskazujące na istotny wpływ na kształtowanie polskiej państwowości. Pojawiło się również nowe ujęcie tematu i nowe refleksje sugerujące zupełnie inny rodzaj wpływu ludności ze Skandynawii na Słowian Zachodnich. „Wikingowie są na fali. Widoczne jest to szczególnie w czasie cieszącego się coraz większą popularnością Festiwalu Wikingów i Słowian na Wolinie, gdzie co roku przyjeżdżają tysiące osób. To sygnał wskazujący na zapotrzebowanie na wikingów” – opowiada PAP dr Leszek Gardeła, archeolog, pracownik Instytutu Archeologii Uniwersytetu Rzeszowskiego oraz Research Fellow w Centrum Średniowiecza i Kultury w Reykholt na Islandii – specjalista zajmujący się epoką wikingów. W kulturze popularnej pokutuje mit wikinga jako bezlitosnego łupieżcy napadającego na przybrzeżne osady. Tymczasem zdaniem dr. Gardeły obraz ten nie jest wcale taki oczywisty. „Przede wszystkim trudno jest jednoznacznie zdefiniować postać typowego wikinga. W świecie anglosaskim – potocznie określa się w ten sposób każdą osobę z obszaru Skandynawii z czasów VIII-XI wieku. Nieco inna definicja panuje na kontynencie. Sprzeczne ze sobą są również analizy lingwistyczne określenia +viking+" – opowiada dr Gardeła. Być może słowo to pochodzi od staronordyckiego słowa vik, oznaczającego zatokę. W takim rozumieniu wiking byłby człowiekiem z zatoki. W drugim znaczeniu, również wypływającym z analiz lingwistycznych, należałoby łączyć określenie "viking" z czynnością, a nie miejscem. Wyruszanie na "viking" to wyruszanie po łup, czyli po prostu piractwo. W takim rozumieniu "viking" to okresowa profesja, pozwalająca na wzbogacenie się. Jak opowiada dr Gardeła, ostatnio zaproponowano jeszcze jedną interpretację, według której źródłosłowem tego określenia też jest czynność, ale polegająca na „zmianie miejsca w czasie wiosłowania”. W tym kontekście wiking to osoba wiosłująca, a nie krwawy rzezimieszek. „Stereotyp krwawego wikinga pojawił się w kulturze masowej zapewne pod wpływem kultury zachodniej. Przecież doskonale znane są z anglosaskiej historiografii opisy ataków Skandynawów na Anglię czy Szkocję. Dodatkowo potwierdzają je wyniki ostatnich wykopalisk – w postaci zmasakrowanych szczątków najeźdźców bądź śladów ich obwarowanych obozowisk z okresu wczesnego średniowiecza” – dodaje archeolog. Polscy naukowcy zaczęli się interesować tematyką wikińską już w okresie zaborów w XIX wieku. Najgłośniejszym echem odbiła się praca Karol Szajnochy, historyka Uniwersytetu Lwowskiego, w której przekonywał, że do powstania państwa polskiego przyczynili się walnie Lechici, rozumiani jako plemię pochodzące ze Skandynawii. „Była to karkołomna teoria oparta o, patrząc z naszej perspektywy, naciągane przesłanki natury lingwistycznej. Autor nie był w stanie wesprzeć swoich dywagacji ani dowodami archeologicznymi, ani źródłami pisanymi” – przekonuje dr Gardeła. Do argumentów przytaczanych przez Szajnochę powrócił ostatnio Zdzisław Skrok w książce „Czy wikingowie stworzyli Polskę?”. Jednak zdaniem dr. Gardeły trudno o jednoznaczne dowody silnej obecności Skandynawów na terenie obecnej Polski. Nie skłaniają go do tego źródła pisane lub archeologiczne, w których czytelny byłby jakiś konflikt czy zdecydowany wpływ z Północy. „Do niedawna Polscy archeolodzy uparcie twierdzili, że mieszkańcy Skandynawii często grzebali swoich zmarłych w grobach komorowych, czyli w zagłębionych w ziemię jamach ze ścianami wykonanymi z drewna – swoistych +podziemnych domach+. Stąd podobne konstrukcje odkryte na terenie naszego kraju traktowano jednoznacznie jako pochówki wikińskie. Dokładna kwerenda materiałów funeralnych z terenów Skandynawii i innych obszarów leżących w obrębie wikińskiej diaspory wskazuje, że nie był to aż tak powszechny i typowy pochówek w tym rejonie” – mówi naukowiec. Już dr Andrzej Janowski ze szczecińskiego oddziału Instytutu Archeologii i Etnologii PAN zwrócił uwagę na to, że nie tylko forma grobu jest istotna, ale również jego wyposażenie – a to jego zdaniem w polskich pochówkach komorowych wcale nie wskazywało na pochodzenie z dalekiej Północy. Przykładowo w grobach dotąd uważanych za skandynawskie w zasadzie brak broni, szczątków zwierzęcych czy biżuterii o takim pochodzeniu. Wzornictwo tej ostatniej wskazuje raczej na wpływy słowiańskie. „Groby komorowe znalezione w Polsce są dość późne i zasadniczo pochodzą XI wieku. Znajdującym się w części z nich trumnom należy raczej przypisać konotacje związane z ekspansją chrześcijaństwa, a nie wikingów” – uważa dr Gardeła. W jaki sposób zatem Skandynawowie chowali swoich zmarłych na ziemiach obecnej Polski? Czy jesteśmy ich w stanie wytropić, jeśli do nas dotarli? Zdaniem dr. Gardeły jest to zadanie bardzo trudne, bo wczesnośredniowieczne społeczności skandynawskie chowały swoich zmarłych w różny sposób, czasem mało dystynktywny – np. do niczego nie wyróżniającego się grobu szkieletowego wkładano jedynie żelazny nożyk. Podobnych grobów we wczesnośredniowiecznej Polsce było mnóstwo i nikt dotąd nie uznał ich za wikińskie. „Tylko kilka pochówków na terenie obecnego Pomorza, moim zdaniem, należy uznać z całą pewnością za należące do przedstawicieli dalekiej Północy, należą do nich odkrycia ze Świelubia oraz Elbląga” – dodaje. Błędem polskiej nauki – zdaniem dr. Gardeły – jest poszukiwanie śladów wikingów w Polsce tylko w grobach elitarnych. Kto wie, ile niepozornych grobów przybyszów uszło uwadze prowadzących wykopaliska. W kontekście wpływów skandynawskich rozpatrywana jest ostatnio także osada w Wolinie. Zdaniem archeologa było to miejsce, które najprościej opisać jako strefę wolnocłową na obecnych portach lotniczych. Mieszały się tam wpływy różnych, pochodzących z odległych rejonów kupców. „W Wolinie wiele znalezionych zabytków nawiązuje do stylu wikińskiego. Moim zdaniem faktycznie można uznać, że istniała tam jakaś grupa przyjezdnych rzemieślników i kupców z Północy” – uważa badacz. W X–XI wieku społeczności z różnych regionów ówczesnego świata posiadały szereg sposobów na manifestowanie swojej tożsamości i odmienności. Mógł to być specyficzny ubiór, ale także język, zwyczaje czy wierzenia. Osady handlowe, takie jak Wolin, stanowiły tygiel kulturowy, ale tam dominującą grupą byli jednak Słowianie. Skandynawowie z pewnością pojawiali się na polskich ziemiach, ale ich największa aktywność skupiała się na obszarach Pomorza. Byli to przede wszystkim kupcy, handlarze. „Ostrożna ocena wszystkich przesłanek wskazuje, że Skandynawowie nie mieli większego wpływu na ukształtowanie się polskiej państwowości. W materiale archeologicznym brak śladów konfliktu z obcą siłą – z najeźdźcą. Trudno również wytropić pochówki przybyszów – wiele z tych kiedyś uznanych za takowe, zostało źle zinterpretowanych – badający je archeolodzy tylko pobieżnie przyglądali się materiałom skandynawskim i w wielu przypadkach dokonywali błędnych porównań ” – kończy dr Gardeła. Nauka w Polsce - PAP szz/ mrt/
.